Wietnam

Termin: 15.02.2019 – 06.03.2019

Loty do Wietnamu: Warszawa (WAW) – Doha (DOH) – Da Nang (DAD) – Doha (DOH) – Warszawa (WAW).

Z Europy jest sporo połączeń do Hanoi lub Ho Chi Minh City, my korzystamy z nowo otwartego połączenia Qatar Airways do trzeciego co do wielkości miasta Wietnamu Da Nang.

Loty wewnętrzne: Hue (HUI) – Da Lat (DLI) – Ho Chi Minh City (SGN) – Phu Quoc (PQC) – Heiphong (HPH) // Hanoi (HAN) – Da Nang (DAD)

Trasa na miejscu:

15-16.02.2019 Przelot do Da Nang
17-19.02.2019 Hoi An
20-21.02.2019 Hue
22-23.02.2019 Da Lat
24-25.02.2019 Ho Chi Minh City
26.02-02.03.2019 Phu Quoc
03.03.2019 Ha Long Bay & Lan Ha Bay
04-05.03.2019 Hanoi

Informacje praktyczne:

Wiza:

Polacy udający się do Wietnamu muszą zadbać o wizę jeszcze przed przyjazdem. Od pewnego czasu procedura jest dość prosta, Wietnam wprowadził e-wizę, o którą można aplikować przez stronę internetową, bez konieczności udawania się do ambasady. Koszt wizy to $25, płatności dokonuje się na stronie do aplikowania przy u życiu karty kredytowej. Czas oczekiwania na wizę to ok. 3 dni robocze. Na stronie aplikacji trzeba wgrać zdjęcie paszportowe, skan strony z naszymi danymi w paszporcie oraz uzupełnić szereg informacji, w tym kiedy planujemy pojawić się w Wietnamie i na którym przejściu granicznym zamierzamy się pojawić. To ważne bo e-wiza działa na wszystkich lotniskach międzynarodowych oraz wybranych przejściach lądowych. Jeżeli zatem planujemy przy okazji wybrać się do Kambodży lub Laosu (czy innego państwa w regionie) to warto upewnić się czy przy pomocy e-wizy dostaniemy się do Wietnamu właśnie na tym przejściu, które obsługuje e-wizy.

E-wiza jest wizą jednokrotnego wjazdu, zatem jak chcemy sobie zrobić np. wypad do Angkor Wat w Kambodży czy Luang Prabang w Laosie, to żeby wrócić do Wietnamu procedurę musimy przejść raz jeszcze. E-wiza jest wydawana na 30 dni i nie podlega przedłużeniu.

Więcej informacji oraz sam formularz e-wizy dostępne są na stronie: www.immigration.gov.vn/

E-wiza to oczywiście najprostsza forma uzyskania zgody na wjazd do Wietnamu, szczególnie użyteczna jeżeli do Wietnamu przylatujemy samolotem, a cel wizyty ma charakter turystyczny. Można oczywiście złożyć standardowy wniosek w ambasadzie w Warszawie, albo postarać się o tzw. promesę i dopełnić reszty formalności po przylocie.

Szczepienia:

Zalecane: WZW A i B, dur brzuszny, tężec, opcjonalnie: wścieklizna. Osoby planujące spędzić dużo czasu na wsi lub ze zwierzętami powinny też zainteresować się szczepionką na japońskie zapalenie mózgu (ang. Japanese encephalitis). Po zaszczepieniu podwójnej dawki (w odstępie 28 dni) zyskujemy dożywotnią odporność. Koszt szczepionki nie jest mały (w Warszawie ok. 450 PLN za dawkę).

Sezon i klimat:

W Wietnamie ze względu na znaczne rozciągnięcie południkowe i specyficzne ukształtowanie terenu, wyróżnia się kilka stref klimatycznych. Planując urlop warto zawczasu sprawdzić czy pora kiedy się wybieramy w daną część Wietnamu to optymalny moment do odwiedzenia danego regionu.

Np. Sapa to obowiązkowy punkt jeżeli chcemy zobaczyć tarasy ryżowe. Luty i marzec to jednak nie najlepszy okres, temperatury oscylują ok 10° C., jest mgliście i pochmurno. Na Sapę najlepszy okres to wrzesień, jest to czas zbioru ryżu, tarasy są piękne i zielone. Natomiast na zatokę Ha Long najlepszy okres to październik i listopad. Przełom lutego i marca to na północy Wietnamu wciąż chłodny okres (temperatury oscylują wokół 20°-23°C.), a marzec uchodzi za najbardziej mglisty miesiąc. W tym samym czasie w Da Nang jest słonecznie z temperaturami ok. 28°C. a w Ho Chi Minh City nawet 35°C. Żeby wszystko jeszcze trochę skomplikować i urozmaicić to tereny wyżynne, ze znacznie niższymi temperaturami, to nie tylko Sapa na północy, ale także Da Lat (pod koniec lutego temp. Ok. 23°C. czy oddalone zaledwie o 60 km od Da Nang Ba Na Hills (też 5-6°C. niżej niż w Da Nang).

Różnica czasu:

  • Wietnam: (ICT) +7 godz.

Nasz przewodnik:

„Vietnam” Lonely Planet, Edycja 14, sierpień 2018

Wtyczki elektryczne:

Standardowe europejskie, jak w Polsce.

Pieniądze i koszty:

Obowiązującą walutą jest Wietnamski Dong (VND). Jest to jedna z tych walut, dzięki którym łatwo zostać milionerem. 1 mln dongów to ok. 160 PLN.

Na miejscu w dalszym ciągu króluje gotówka, płatność kartą to wyjątek zarezerwowany dla lepszych hoteli czy linii lotniczych. W wielu miejscach jeżeli jest dostępny terminal płatniczy to za płatność kartą pobierana jest prowizja ok. 3%.

Banknoty wydawane są w nominałach od 1’000 VND (0,16 PLN) do 500’000 VND (80 PLN). Jeszcze do 2012 występowały monety ale obecnie nie są wykorzystywane w handlu. Bankomaty najczęściej wypłacają pieniądze w nominałach po 50’000 VND lub 100’000 VND, czasem 200’000 VND.

Bankomaty za wypłaty z kart zagranicznych pobierają zazwyczaj prowizję (w Internecie na forach można znaleźć informacje o bankomatach, które nie pobierają prowizji, w praktyce jednak nie udało nam się na taki trafić). Prowizja oscyluje miedzy 20’000 VND a 60’000 VND i zazwyczaj jest niezależna od kwoty. Większość bankomatów ma ustawiony limit wypłat na poziomie 2’000’000 do 5’000’000 VND. Bankomaty są powszechne i nawet w mniejszych miejscowościach nie mieliśmy większych problemów z wypłatą, choć okazjonalnie któryś nie chciał przyjąć karty.

Z płatnością gotówką trzeba uważać i dokładnie liczyć pieniądze, bo zdarza się, że „przypadkiem” z dużego nominału resztę dostaniemy 10’000 VND zamiast 100’000 VND.

Osoby, które zamiast kart preferują wymianę gotówki powinny zabrać dolary amerykańskie. Punkty wymiany walut są powszechne, często funkcjonują w połączeniu z agencjami sprzedającymi wycieczki czy bilety lotnicze, kolejowe i autokarowe. Zdarza się, że ceny za wycieczki czy hotel podane są właśnie w USD i jeżeli chcemy zapłacić w dongach, dopiero wówczas sprzedawca przeliczy USD na VND po jakimś bardzo niekorzystnym kursie.

Hotele

Wymieniamy tylko te, które są szczególnie godne polecenia, i jeden przypadek, którego szczególnie należy unikać:

Hoi An
Nipa Riverside Villa Hoi An

Bardzo przyjemny butikowy hotelik na obrzeżach Hoi-An, nad rzeką. Pięknie urządzone pokoje. Bardzo miła i pomocna obsługa.

Da Lat
Le Nguyen Hotel

Jedyna pozycja na liście, której zdecydowanie należy unikać. W sieci jest sporo pozytywnych opinii, które mogą wprowadzić w błąd. Brudna stołówka z bardzo słabym wyborem posiłków, z których część budzi wątpliwości co do przydatności do spożycia. Pralnia hotelowa “gubi” ubrania. W pokoju urwany i niezabezpieczony kontakt. Jak pojawiają się problemy to nagle nie można się dogadać po angielsku.

Ho Chi Minh City
CBD Luxury Apartment Icon56 Rooftop Pool

Apartament na 21 pietrze z widokiem na panoramę Sajgonu, 10 min. spacerem od ratusza. Basen na 26 piętrze. Choć nie najtańszy to zdecydowanie wart swojej ceny.

Basen na dachu w Ho Chi Minh City z widokiem na miasto

Phu Quoc
Sun & Wind Paradise Bungalow

Bardzo przyjemny hotel blisko Long Beach na Phu Quoc, położony lekko na uboczu zapewnia ciszę i spokój i jednocześnie krótki spacer na plażę. Całość w rozsądnej cenie.

Hanoi
Lavender Old Quarter Hotel

Fantastyczny, mały butikowy hotelik bezpośrednio w starym kwartale Hanoi. Miła obsługa, bardzo czysto, smaczne śniadania.

Środki transportu i przemieszczanie się na miejscu

Choć na to nie wygląda to Wietnam zajmuje powierzchnię zbliżoną do Polski. Jednocześnie kraj jest mocno rozciągnięty równoleżnikowo (przeszło 1700 km między najbardziej wysuniętymi punktami na południu i północy) i w centralnej części bardzo wąski (zaledwie 60 km). W efekcie przemieszczanie się odbywa się głównie na osi północ-południe z dwoma głównymi ośrodkami w Hanoi i i Ho Chi Minh.

Samoloty

Duże odległości i słaba infrastruktura lądowa, powodują, że pomimo notorycznych opóźnień, samolot to wciąż najszybszy środek transportu. Jednocześnie rozwój tanich linii lotniczych w regionie spowodował, że ceny z przeloty na trasach krajowych są bardzo konkurencyjne. Bilety kupowane z 1-2 miesięcznym wyprzedzeniem łatwo ustrzelić za równowartość ok 100 PLN w 1 stronę z bagażem (nie dotyczy okresu świąt TET). Siatka jest gęsta i na szczęście nie wymaga zawsze przesiadki w Hanoi lub Ho Chi Minh. 

Loty wewnątrz Wietnamu są realizowane przez 3 przewoźników – narodowe linie Vietnam Airlines, posiadające bogatą siatkę regionalną oraz obsługujące połączenia do Europy, oraz 2 prywatne tanie linie – JetStar Pacific będące częścią grupy JetStar, działającej także w Singapurze czy Australii oraz VietJetAir. Obie tanie linie oprócz połączeń krajowych w Wietnamie obsługują także regionalne loty międzynarodowe.  Obie niestety mają paskudna opinię wiecznie opóźnionych, o czym mieliśmy okazję przekonać się na każdym z lotów. Z resztą w naszym przypadku opóźnienia dotyczyły także lotów na pokładzie Vietnam Airlines, które uchodzą za operujące o czasie. Na szczęście opóźnienia sięgały od 30 min do 2h, także bez tragedii. Niemniej jednak nie zaryzykowałbym dolotu połączeniem krajowym na lot międzykontynentalny.

Pociągi

Przez cały Wietnam przechodzi tzw. linia zjednoczenia (reunification line). Dystans z Hanoi do Ho Chi Minh City to 1726 km, a jego pokonanie zajmuje między 30 a 40h. Średnio wychodzi 40-50 km/h. Linia jest jednotorowa, a jej początki sięgają czasów Francuskich i przełomu XIX i XX wieku. Budowa ruszyła w 1899 roku i powstawała odcinkami. Pierwszy pociąg pokonał całą trasę w październiku 1936 roku. Niestety Wietnamczycy nie długo cieszyli się z nowego połączenia. Już w trakcie II Wojny Światowej po inwazji Japońskiej na francuskie Indochiny linia była wielokrotnie wysadzana przez Viet-Minh oraz bombardowana przez amerykanów. Ci drudzy zresztą kontynuowali bombardowania na kontrolowanej przez komunistów północy, Viet-Cong zaś rewanżował się działaniami sabotażowymi na południu. Zniszczenia trwały aż do upadku Sajgonu w 1975 roku. Co ciekawe linia została w pełni przywrócona do funkcjonowania na całym odcinku już w grudniu 1976 roku, i stała się symbolem zjednoczenia kraju.

Współcześnie linia odpowiada za ok. 85% transportu pasażerskiego w kraju i 60% cargo. Można zatem śmiało powiedzieć, że jest kręgosłupem gospodarki. Jednocześnie warunki podroży są dostosowane zarówno do czasu podroży jak i zróżnicowanej zasobności portfeli użytkowników. Możemy zatem wybrać ultra tani wagon z drewnianymi siedzeniami i bez klimatyzacji (nie wyobrażam sobie przejechania w takich warunkach całego kraju), są skórzane fotele w klimatyzowanych wagonach, a na dłuższych odcinkach powszechne są wagony z miejscami do leżenia, a nawet łóżkami. Bilety można kupić na stronie wietnamskich kolei dsvn.vn choć płatność zagranicznymi kartami może być trudna (3 różne karty i żadna nie przeszła), ostatecznie skorzystaliśmy z oferty pośrednika internetowego – baolau.com. Do ceny biletu doliczają prowizje w wysokości 40’000 đ. za bilet, ale płatność kartą przechodzi bez problemu. Bilety można oczywiście kupić na dworcu, ale tutaj pojawia się ryzyko, że przed odjazdem nie będzie wolnych miejsc. O zakup zdecydowanie lepiej zadbać z wyprzedzeniem bo bilety szybko się wyprzedają. Jednocześnie nie wszystkie bilety są od razu dostępne w sprzedaży. W pierwszej kolejności sprzedawane są miejsca dla tych którzy jadą najdalej, a dopiero później na krótsze połączenia. Także bilet z Ho Chi Minh do Hanoi można kupić nawet z 2 miesięcznym wyprzedzeniem, podczas gdy bilety na krótkiej trasie z której korzystaliśmy z Da Nang do Hue pojawiły się jako dostępne na 2-3 dni przed planowanym terminem. Kolejny wariant zakupu to agent, którym równie dobrze może być Twój hotel. Jest to jednak najdroższa opcja. Agent w Hoi An za połączenie które kosztuje 60’000 đ. chciał 230’000 đ., a hotel 120 000đ. Już nawet nie chodzi o to ze prowizja na stronie to 40’000 đ. (ok. 6,60 pln), w hotelu 60’000 đ. (9,90 pln) i zrobiliśmy super oszczędność w wysokości 3,30 pln na bilecie. Rzecz w tym ze prosta czynność zakupu biletu urasta do rangi skomplikowanej czynności za która trzeba kasować turystów wielokrotność samego przedmiotu transakcji.

Do uroków podróży Wietnamską koleją trzeba dodać jeszcze rozkład, który zdaje się być bardzo umowny. Pociąg o 12:49 zmienił się w 13:50 a potem 14:05…, 14:15… by ostatecznie odjechać o 14:35… Do Hue dojechaliśmy o 17:00. Na pocieszenie na dworcu w Da Nang (podobnie jak na większości lotnisk było dostępne darmowe WiFi).

Niemniej jednak gra jest warta świeczki bo trasa biegnie przez bardzo malownicze wybrzeże, przecina w kilku miejscach pasmo górskie, wijąc się po dość krętej trasie z pięknymi widokami. Właśnie dla tych widoków warto skorzystać z pociągu.

Osoby, które zamiast pociągu wybiorą na tej trasie samochód, powinny uzgodnić z kierowca trasę – jest stara droga z Da Nang do Hue biegnąca wzdłuż wybrzeża i również zapewniająca piękne widoki (obecnie podobno pełna turystów na skuterach) oraz nowa trasa, biegnąca tunelem (do tunelu nie są wpuszczane skutery), znacznie krótsza ale pozbawiona widoków malowniczego wybrzeża.

Wracając do pociągów, w trakcie przejazdu co chwile przechodzi serwis oferujący zarówno napoje, przekąski jak i np. kolby kukurydzy. W wagonie zamontowane są ekrany na których leci lokalna lista przebojów zamiennie z miejscową wariacją latynoskich telenoweli…

Autokary

Na trasach gdzie pociąg nie dojeżdża lub gdy rozkład pociągów nam nie pasuje, do wyboru mamy też oczywiście autokary. Na dłuższych trasach dostępne są takie w wariancie z miejscami do leżenia. Bardzo komfortowe, choć ze względu na brak dróg szybkiego ruchu niestety dość powolne.

Autokar z miejscami do leżenia

Taxi

Dwie firmy godne polecenia to Mailinh (zielone taxi) oraz Vinasun (białe). Obie używają taksometrów i oferują bezproblemowy serwis (brak konieczności wiecznych targów z taksówkarzami, które przerabialiśmy m.in. Na Sri Lance czy w państwach arabskich). W Da Nang i Hoi An taxi kasowało 16’000 d (2,60 pln) za kilometr, liczone od pierwszego kilometra. Krótka trasa po mieście 3-4 km to zatem koszt ok 10 pln. W Hue stawka zaczynała się od 15’000.

Jest różnica czy bierzemy mały samochód czy van 7 os, te maja wyższe stawki. Prosząc w hotelu o taxi najczęściej zapytają czy chcemy zwykły czy duży 

Grab

Grab to taki azjatycki odpowiednik Ubera. Ściągamy aplikację i zamawiamy przejazd. Przez aplikację Grab można zamawiać zarówno prywatnych kierowców, taksówki jak i przejazd skuterem. Podobnie jak Uber Grab oferuje też dowóz jedzenia. Ponieważ WiFi jest dostępne prawie wszędzie (hotele, knajpy, publiczne skwery) to zamówienie przejazdu Grabem nie stanowi najmniejszego problemu. Dodatkowo aplikacja ma rozbudowane model kuponów zniżkowych i to od pierwszego przejazdu, łatwo zatem jeszcze urwać 5’000 czy 10’000 d.

Wynajem samochodu

Praktycznie zawsze oznacza wynajem razem z kierowcą. Patrząc na to jak wygląda lokalny ruch w zasadzie nie dziwie się, że sugerują wynajem z kierowcą. Zasady „odrobinę” odbiegają od europejskich standardów, nawet jeżeli weźmiemy poprawkę na fakt ze dla przeciętnego Europejczyka polskie drogi to Sajgon, to drogi Sajgonie to już inny poziom absurdu 🙂

Na drodze obowiązują 2 zasady:

  • większy ma pierwszeństwo, oraz
  • trąbię wiec jadę…

Czerwone światło (o ile w ogóle ktoś je zainstalował) jest luźną sugestią, że trzeba zwolnić…

Xe-om

W wolnym tłumaczeniu xe to pojazd, a om to tulić. Coś w tym jest bo xe-om to po prostu podwózka na skuterze. Choć w praktyce nie trzeba się przytulać do kierowcy to jest to popularny środek transportu, który łączy zalety sprawnego przejazdu przez wiecznie zakorkowane miasta z niską ceną. Choć patrząc na ruch w Sajgonie czy Hanoi można odnieść wrażenie, że taki środek transportu to igranie ze śmiercią…

w oczekiwaniu na klienta…

Wynajem skutera

Wynajęcie skutera to kosz 100’000-200’000 d. za dzień plus paliwo. Testowaliśmy na Phu Quock gzie ruch jest relatywnie mały. W Hanoi, Ho Chi Minh City czy nawet Da Nang raczej byśmy nie zaryzykowali.

Takie tam skrzyżowanie…

Przylot do Da Nang (Đà Nẵng)

W Da Nang lądujemy chwilę po 18:00 czasu lokalnego. Lotnisko jest czyste i nowoczesne a przejście procedury imigracyjnej dość sprawne. Kurs z lotniska do centrum to ok 100’000 d., do tego może zostać doliczona opłata parkingowa za wjazd na lotnisko w wysokości 15’000 d. Kierowcy się wycwanili i tą opłatę pobierają zarówno od tych których odwożą na lotnisko jak i od tych, których z lotniska dopiero odbierają. Z drugiej strony mówimy o zawrotnej kwocie równowartości ok 0,20 pln, wiec pewnie nie na o co kruszyć kopii.

Na lotnisku jest kilka bankomatów, oraz punktów wymiany walut. Wszystkie dostępne dopiero po wyjściu ze strefy przylotów (na lotach międzynarodowych). Bankomaty pozwalają na wypłaty od 1-5 mln dongów i pobierają prowizje od 20’000 do 3% wartości.

Da Nang to dobry punkt, żeby łagodnie rozpocząć przygodę z Wietnamem. Jako trzecie co wielkości miasto nie przytłacza ogromem i chaosem Hanoi czy Ho Chi Minh City. Mieszka tu ok. 1 mln mieszkańców, uchodzących za najsympatyczniejszych w całym Wietnamie. Miasto w ostatnich latach przeżywa bardzo intensywny rozwój. Wzdłuż wybrzeża budują się liczne hotele, a w centrum rosną wysokościowce.

Choć samo Da Nang nie ma tradycyjnych atrakcji dla turystów to wzdłuż rzeki znajdziemy liczne knajpy i budki z pysznym jedzeniem. Jest to też świetny punkt wypadowy do zwiedzania centralnego Wietnamu. W bezpośrednim sąsiedztwie znajdziemy:

  • Hoi An z licznymi punktami wpisanymi na listę UNESCO
  • My Son – ruiny kompleksu świątyń Czamów (Chăm), również wpisane na listę dziedzictwa UNESCO
  • Ba Na Hills – park rozrywki à la “wietnamski Disneyland”
  • Piekne plaże w tym m.in. An Bang w pobliżu Hoi An

Charakterystycznym punktem Da Nang jest most w kształcie smoka. Na dodatek ów smok w godzinach wieczornych (o 21:00) zieje ogniem! Atrakcja zdaje się być zarezerwowana tylko na weekendy i przyciąga tłumy. Jednocześnie w knajpach po 21:00 ciężko dostać coś do zjedzenia innego niż przekąski.

Dragon Bridge Da Nang

Hoi An (Hội An) – plaże

Z samego rana ruszamy do naszego głównego punktu wypadowego w środkowym Wietnamie – Hoi An. Hoi An leży ok 20 km na południe od Da Nang, kurs taksówką to wydatek ok. 300’000 d.

Zaczynamy od plaży! Po długiej podróży, jet lagu i drastycznej zmianie klimatu, nic tak pomaga w aklimatyzacji jak szum fal, ciepły piasek, palmy i kokos do picia. Cały odcinek z Da Nang do Hoi An usłany jest licznymi hotelami, rozciągniętymi wzdłuż plaży. W Da Nang hotele raczej pną się w górę, podczas gdy bliżej Hoi An dominują resorty i kompleksy z basenami i niską zabudową. Sama plaża jest jednak dość wąska, a w okolicach ujścia rzeki Thu Bon znaczna jej część wyłożona jest workami z piaskiem, które jak podejrzewam chronią przed morzem wchodzącym coraz głębiej w ląd. Nawet w spokojny dzień morze miało dość silne fale i to przy samym brzegu. Zdecydowanie trzeba uważać z małymi dziećmi. Przy plaży jest pełno knajpek gdzie można skosztować wietnamskiej kuchni z pięknym widokiem.

Podążając bardziej w stronę Da Nang (ok. 3km) dotrzemy na plażę An Bang, miejsce popularne wśród młodzieży i backpackersów, także sama plaża w tym miejscu jest szersza i bardziej płaska, niestety też znacznie bardziej zatłoczona.

Ciekawostka na temat ziemi w Wietnamie i własności. Jak przystało na porządny komunistyczny kraj, ziemia należy do ludu. W przypadku terenów rolnych, rolnik nie jest właścicielem terenów, które uprawia. Ziemię rolną wynajmuje się od rządu na 30-40 lat. Podobni rzecz wygląda w przypadku pasa morskiego gdzie buduje się hotele i resorty. Oczywiście jak przystało na porządny komunistyczny kraj za pomocą odpowiednio umieszczonej koperty ziemia w magiczny sposób zmienia swój status i już może stać się własnością 😉

Ba Na Hills (Bà Nà Hills)

Ba Na Hills to taki Wietnamski odpowiednik Disneylandu. Ogromny park rozrywki zlokalizowany w górach, ok 40 km na zachód od Da Nang. Cały kompleks zlokalizowany jest na wysokości ok 1500 m. n.p.m., dzięki czemu można stamtąd podziwiać piękne widoki na góry oddzielające Wietnam od Laosu oraz w drugą stronę na morze południowochińskie. Jednocześnie na tej wysokości jest tam zdecydowanie chłodniej niż na wybrzeżu, temperatury podczas naszego pobytu były o ok. 8°C niższe. Rzeczywiście odrobina wytchnienia od upałów.

Na szczyt prowadzi otwarta w 2012 roku kolejka linowa, która rozciąga się na 5700 metrów (jak na razie nie pobity światowy rekord), zapewniając niesamowite widoki i wznosząc się nad gęstą dżunglą oraz wodospadami.

W drodze na Ba Na Hills

Choć sam park rozrywki jest względnie nowy to nawiązuje wystrojem i architekturą do historii, a dokładnie do francuskich kolonistów, którzy w 1919 roku wybudowali na wzgórzach kurort dla turystów rządnych wytchnienia od upałów. Oryginalne pozostałości kolonizatorów popadły w ruinę, niemniej współcześnie możemy oglądać replikę francuskiego miasteczka, z rynkiem i nawet “katedrą” à la Notre Dame. Wśród atrakcji jest też “fort” z piwniczką z winem. Widać, że znaczna część konstrukcji dopiero powstaje, należy się zatem spodziewać, że w kolejnych latach na miejscu zobaczymy też zameczki jak dla księżniczek Disney’a.

Wśród najnowszych atrakcji, które przyciągają prawdziwe rzesze turystów jest Złoty Most, który łączy stację kolejki z ogrodem kwiatów. Most został otwarty w czerwcu 2018 roku i charakteryzuje się oryginalną architekturą. Ma 150 m. długości i jest wygięty w łuk, zapewniając świetny punkt widokowy na okolicę. Jego przęsła mają kształt otwartych dłoni, sprawiając wrażenie jakby cała konstrukcja była trzymana na rękach.

Golden Bridge

Po drugiej stronie mostu znajdziemy ogrody kwiatowe. To prawdziwy hit wśród licznie odwiedzających to miejsce Koreańczyków. Żaden kwiatek nie może pozostać nie sfotografowany 🙂 Inna kwestia to fakt, że kompozycje kwiatowe są naprawdę piękne.

Ogrody kwiatowe

Obok znajdziemy niewielką buddyjską pagodę Linh Ung oraz olbrzymi, 24-metrowy, biały posąg siedzącego Buddy.

Wśród atrakcji dla dzieci w różnym wieku, znajdziemy tutaj mini kolejkę górską (na zjazd trzeba poczekać ok 1 godz.) oraz 3-piętrowe centrum gier i zabaw z niezliczoną ilością automatów do gier (bez dodatkowych opłat), zjeżdżalni i innych atrakcji dla dzieci niemal w każdym wieku. W samym tym budynku można by spędzić cały dzień z dzieciakami.

Wejściówka do Ba Na Hills to wydatek 728’000 d. Dzieci poniżej 100 cm. wzrostu wchodzą za darmo, do 140 cm wzrostu za 528’000 d. W cenie wliczone są wszystkie atrakcje na miejscu, w tym przejazdy wszystkimi kolejkami linowymi, a nawet wspomniane gry video w centrum gier. Koszt oferty z naszego hotelu to 1’295’000 d. W cenie oprócz wejściówki dochodzi transport, lunch i przewodnik. Dojazd na własną rękę to koszt ok 650’000-700’000 d., także oferta hotelowa choć nie tania to była konkurencyjna. Organizatorem naszej wycieczki była firma Venus. Przewodnik mówił dobrze po angielsku i pilnował żeby nikt z uczestników się nie zgubił.

Na terenie całego kompleksu jest darmowe wifi, więc można do siebie dzwonić bez ograniczeń, co wbrew pozorom ma uzasadnienie, bo w tłumie łatwo się zgubić. Skoro mowa o tłumach to chyba ludzie są największa zmorą tego miejsca. Na Złotym Moście ciężko zrobić jakiekolwiek zdjęcie, o jakimś szczególnym kadrowaniu nie wspominając. Ba Na Hills już stało się miejscem bardzo popularnym wśród turystów, szczególnie z Korei. Podobno samoloty z półwyspu koreańskiego lądują w Da Nang kilka razy dziennie.

Ogólnie Ba Na Hills pozostawiło nas z mieszanymi uczuciami. Z jednej strony mamy fantastyczny wjazd kolejką linową, a w zasadzie szeregiem różnych kolejek linowych, w różnych wariantach. Widoki są piękne, w słoneczny dzień możemy podziwiać górską panoramę z Morzem Południowochińskim w tle. Wjeżdżając kolejką linową będziemy mogli podziwiać wodospady i gęstą dżunglę. Na szczycie mamy Złoty Most, który niewątpliwie jest ciekawą konstrukcją i pozwala na podziwianie pięknych górskich widoków. W planach podobno jest także Srebrny Most, przewidziany do oddania za 2 lata. Mamy pozostałości francuskiej kolonii w postaci m.in. piwnicy winnej, pagodę, ogród kwiatowy czy posąg Buddy. Niestety jest też druga strona medalu. Wspomniane tłumy, w znacznej mierze z ‘selfie stickami’, ludzie którzy nadepną Ci na nogę i nawet tego nie zauważą, a dla lepszego zdjęcia byliby pewnie skłonni zepchnąć innych ze skarpy… tłumy tak gęste, że przez Złoty Most momentami ciężko przejść…

“Ryneczek” z “Katedrą Notre Dame” w tle

To wszystko połączone jest z ultra-kiczowatymi imitacjami francuskich miasteczek, przaśnym ryneczkiem, na którym odbywają się tańce w “bawarskich” strojach przed czymś co ma imitować mikro-katedrę Notre Dame. Kamieniczki z plastikowymi sklepami à la “boulangerie, patisserie”. Ogólnie wywołuje to dość ambiwalentne odczucia co do charakteru tego miejsca. Rozumiem pozostałości kolonialne i chęć nawiązania do historii, rozumiem też chęć nawiązania do francuskiej architektury, która dla znacznej części mieszkańców regionu jest pewnie równie egzotyczna jak ta wietnamska dla nas. To co bije po oczach to jednak ta przaśna, plastikowa imitacja francuskiej kultury (czy nawet szerzej europejskiej), w kraju, który ma własną ciekawą historię i nie musi się posiłkować kulturą z importu.

Oczywiście to wszystko jest ubrane w festyniarski klimat, wszędzie gra muzyka, człowiek czuje się jak w Disnaylandzie czy innym parku rozrywki…

Hoi An (Hội An)

Hoi An to miasto z przeszło 2000 letnią historią. Znane dawniej jako Faifo było handlowym centrum królestwa Czampa, które dominowało w handlu morskim, gównie przyprawami, rozciągając swoje wpływy od Indonezji po Chiny. Stolicą administracyjną było Tra Kieu, a religijną My Son.

Miasto przez lata znajdowało się po silnym wpływem Chin, a od XV wieku miasto stało się także ważnym portem na szlakach handlowych z między Europą a Chinami i Japonią. W porcie pojawiały się statki pod banderą Holenderską, Hiszpańską, Portugalską, Francuską, Brytyjską, a także Chińską, Japońską, Filipińską, Indii czy Tajlandii. Oprócz przypraw handlowano jedwabiem, tkaninami, papierem, porcelaną, kłami słoni, perłami, pszczelim woskiem czy wyrobami chińskiej medycyny.

Szczególny wpływ na Hoi An mieli handlowcy z Chin i Japonii. Obie grupy zazwyczaj pojawiały się na wiosnę wraz z monsunami, które pchały statki na południe i zostawały w Hoi An aż do końca lata, gdy zaczynały wiać wiatry północne, umożliwiając im powrót do domów. W czasie pobytu w Hoi An kupcy z Chin i Japonii wynajmowali domy nad rzeką, których używali jako magazynów handlowych. Z czasem wielu z nich decydowało się zostać w Hoi An na stałe. Od 1637 Japończycy przestali pojawiać się w Hoi An, po powstaniu na półwyspie Shimabara, siogunat Tokugawów zaostrzył politykę izolacjonizmu (Sakoku) w całej Japonii. Chińczycy pozostali. Współcześnie w Hoi An mamy możliwość podziwiania wielu pozostałości właśnie po Chińskich kupcach.

Gdy w XIX wieku rzeka Thu Bon była już tak zamulona, że nie była w stanie przyjmować większych statków handlowych, palmę pierwszeństwa, jako kluczowego portu handlowego przejęło Da Nang. W trakcie wojny amerykańskiej, Hoi An na szczęście uniknęło większych zniszczeń. W 1999 roku przeszło 800 budynków w okolicy starego miasta Hoi An zostało wpisanych na listę dziedzictwa UNESCO. Przyczyniło się to do znacznego wzrostu turystyki. Choć w okolicy Hoi An kurorty i hotele wyrastają jak grzyby po deszczu to na szczęście dzięki rygorystycznym przepisom udało się zachować wyjątkowy charakter starego miasta. Dodatkowo dzięki ograniczeniom w ruchu samochodów i skuterów, stare miasto w Hoi An nie zmaga się z problemami charakterystycznymi dla innych miast takimi jak korki i zanieczyszczenie powietrza.

Oczywiście nie wszystkie budowle wpisane na listę UNESCO są dostępne dla zwiedzających. Możemy odwiedzić 18 z nich. Bilety wstępu umożliwiają wizytę w wybranych 5 przez 10 dni, za kwotę 120 tys. dongów.

Na liście znajdziemy m.in. :

  • Japoński Most – most to niemal symbol Hoi An. Oryginalna konstrukcja powstała ok 1590 roku i łączyła społeczność japońską i chińską. Francuzi wyrównali most dostosowując go do ruchu samochodów, jednak w 1986 oryginalne wygięcie zostało przywrócone. Przy wejściu na most z jednej strony znajdziemy figury dwóch małp, z drugiej zaś dwóch psów. Legenda głosi, że konstrukcja rozpoczęła się w roku małpy a zakończyła w roku psa.
  • Dom Tan Ky – świetnie zachowany przykład domu handlowego, który zachował się przez 7 pokoleń. W architekturze znajdziemy elementy zarówno japońskie jak i chińskie. Chińskie znaki na panelach są uformowane na kształt ptaków w locie. Tył domu wychodzi na rzekę. Ta strona domu była wynajmowana kupcom, którzy przybywali do Hoi An.
  • Dom Zgromadzeń Chińskiej Kongregacji Fujian (Assembly House of the Fujian Chinese Congregation) – oryginalnie dom zgromadzeń, który później został przekształcony w świątynię ku czci Thiên Hau (bogini morza). Możemy tutaj podziwiać m.in. mural przedstawiający Thiên Hau, która trzymając latarnię, ratuje statek podczas sztormu. Za ołtarzem znajdziemy natomiast figurki 12 ba mu (położnych), które uczą noworodki umiejętności potrzebnych w ich młodym życiu. Bezdzietne pary często przychodzą tutaj by modlić się o potomstwo.
Dom Zgromadzeń Chińskiej Kongregacji Fujian
  • Dom zgromadzeń chińskiej kongregacji z Hainan (Assembly House of the Hainan Chinese Congregation) – powstały w 1851 roku, upamiętnia kupców z wyspy Hainan, którzy omyłkowo zostali uznani za piratów i zabici…
Dom zgromadzeń chińskiej kongregacji z Hainan
  • Dom Phung Hung – zlokalizowany zaraz obok Mostu Japońskiego, wewnątrz znajduje się imponujący ołtarz.
  • Dom zgromadzeń chińskiej kongregacji Chaozhou (Assembly House of the Chaozhou Chinese Congregation) – powstały w 1752 roku, z fantastycznymi, zawiłymi, drewnianymi rzeźbieniami na ścianach i ołtarzu.
  • Kaplica rodzinna – Tran (Tran Family Chapel) z 1802 roku. Wybudowana Tran Tu, członka rodziny Tran, wyniesionego do rangi ambasadora w Chinach. Kaplica powstała by uczcić pamięć o przodkach.
Kaplica rodzinna – Tran
  • Phuoc Lam Pagoda – wzniesiona w XVII wieku jest połaczona z historią mnicha An Thiem. Był on związany z pagodą odkąd skończył osiem lat. Gdy osiągnął 18 lat, zaciągnął się do armii, by jego bracia uniknęli poboru. Doszedł do rangi generała, bo ostatecznie ponownie zostać mnichem. Jako pokutę za swoje grzechy w armii postanowił sprzątać rynek Hoi An przez 20 lat. Ostatecznie został głównym mnichem Pagody Phuoc Lam.
  • Chuc Thanh Pagoda – ufundowana przez mnicha buddyjskiego w 1454 roku jest najstarszą pagodą w Hoi An.
  • Muzeum ceramiki – pokazuje rzeczywistą skalę Hoi An jako centrum handlowego, znajdziemy tutaj eksponaty ceramiczne z wielu miejsc, w tym nawet tak odległych jak Egipt.
  • Dom Quan Thang – wzniesiony przez chińskiego kapitana. Łączy elementy stylu chińskiego i japońskiego. Wewnątrz można podziwiać piękne rzeźbienia z pawiami i kwiatami.
Dom Quan Thang
  • Dom zgromadzeń chińskiej kongregacji Kantonu (Assembly House of the Cantonese Chinese Congregation) – wzniesiony w 1786 charakteryzuje się wysokim wejściem, które otwiera się fantastyczną mozaikę smoka i karpia. Z tyłu znajdziemy natomiast rzeźbę smoka oraz kozy, symbolu Kantonu (Guangzhou) w Chinach.
  • Świątynia Quan Cong – świątynia w duchu filozofii Konfucjanizmu. Wzniesiona w 1653 roku została poświęcona ku czci chińskiego generała Quan Conga, który stał się symbolem lojalności, szczerości i sprawiedliwości.
Świątynia Quan Cong

Oczywiście punktów jest zdecydowanie więcej. Żeby wszystkie je odwiedzić na spokojnie, potrzeba kilku dni. Na spacer po starej części Hoi An polecamy wybrać się przed zachodem słońca i poobserwować stare miasto w blasku promieni zachodzącego słońca oraz pięknie oświetlone lampionami gdy słońce już zajdzie.

Wieczór to także świetny moment, żeby poczuć prawdziwy rytm tego miasta. Nad rzeką mamy pootwierane fantastyczne knajpki z pysznym jedzeniem, na ulicach zaś rozkładają się stragany, na których kupimy absolutnie wszystko, od tandetnych pamiątek, przez lokalna kawę po wysokiej jakości produkty rękodzielnicze. Warto zaglądać do rożnych sklepików i warsztatów, bo czasem niespodziewanie możemy trafić na prawdziwe perełki spod ręki lokalnych artystów.

Osoby, które spędzają trochę więcej czasu w okolicy, powinny zainteresować się lokalnymi tekstyliami. Za naprawdę nieduże pieniądze można uszyć sobie ubranie na miarę. W wielu miejscach znajdziemy europejskie czy amerykańskie katalogi modowe, których zawartość lokalni szewcy są skłonni przenieść na nasz wymiar, za stawkę niespotykaną na naszym kontynencie. W ten sposób możemy uszyć sobie np. garnitur, koszulę czy sukienkę. Warunek jest jeden – potrzeba na to trochę czasu. Jak to zwykle w życiu bywa, spośród tanio, szybko i dobrze, możemy sobie wybrać dwa 🙂 Im więcej prób i przymiarek, tym dokładniej uszyte ubranie.

Hoi An słynie także ze szkół gotowania, co samo w sobie może być ciekawym doświadczeniem i pamiątką na całe życie.

Osoby zainteresowane nurkowaniem powinny zwrócić szczególną uwagę na pobliskie wyspy Cham. Oddalone o 15 km od brzegu, granitowe wysepki są popularnym miejscem na całodniowe wycieczki połączone z nurkowaniem lub snorklowaniem. Ceny od 950’000 d. za całodniową wycieczkę. Wśród atrakcji jest też plaża Bac z białym piaseczkiem, choć podobno w szczycie sezonu obstawiona bardziej niż nasze Władysławowo, oraz mała świątynka Buddyjska Ong Ngu poświęcona wielorybom. Wyspy Cham są częścią parku krajobrazowego, jednak istnieje też możliwość wycieczki z noclegiem na campingu. Wyspy należy odwiedzać między marcem a wrześniem, przez pozostałe miesiące ze względu na silne prądy i dość wysokie fale, nurkowanie i snorklowanie są utrudnione a widoczność w wodzie ograniczona.

My Son – to jeszcze jedno miejsce w centralnym Wietnamie wpisane na listę światowego dziedzictwa UNESCO. Oddalone o ok. 30 km. na zachód od Hoi An, My Son to dawne centrum religijne królestwa Czampa. Jego początki sięgają IV wieku, a świątynie pełniły rolę religijną aż do XIII wieku. W czasach świetności, szczyty wybranych świątyń były pokryte złotem. Kompleks położony jest w dżungli, niestety do dzisiaj pozostały już głównie ruiny, w dużej mierze za sprawą amerykanów, którzy zbombardowali świątynie, gdy w okolicy ukrywał się Vietkong.

Większość wycieczek Hoi An rusza ok 8:00 rano i wracają ok. 13:00, koszt to $10-$15 USD. Istnieje także możliwość powrotu łódką do Hoi An. Warto rozważyć także wariant wycieczki “o wschodzie słońca” która rusza o 5:00 rano. Nie ma co prawda gwarancji, że zobaczymy ruiny w blasku wschodzącego słońca, jednak opcja ta pozwala na uniknięcie zwiedzania w pełnym słońcu, a także liczba turystów na miejscu w tych godzinach jest zdecydowanie niższa.

Hue (Huế)

Do Hue docieramy pociągiem z Da Nang. Hue to stolica dynastii Nguyen. Miasto jest położone nad malowniczą rzeką Perfumową (Sông Hương), w środkowym Wietnamie, ok 100 km na północ od Da Nang.

Hue przyciąga przede wszystkim ogromną cytadelą dynastii Nguyen, na terenie, której zlokalizowane jest większość lokalnych zabytków. Poza miastem znajdują się królewskie grobowce oraz pagoda Minh Linh.

Cytadela powstała między 1804 a 1833 rokiem i jest bardzo silnie ufortyfikowana. Jej mury mają 2 m. grubości, obwód 10 km, a całość otoczona jest 30 metrową fosą, o głębokości 4 metrów.

Wejściówka na teren cytadeli to koszt 150’000 d., dostępne są pakiety obejmujące cytadelę i grobowce w cenie 360’000 d. Warto zarezerwować przynajmniej pół dnia na samą cytadelę, gdyż teren jest obszerny.

Niedawno została wprowadzona możliwość odwiedzenia cytadeli po zmroku. Nie skorzystaliśmy z tej opcji ale pałac wygląda bajecznie i jestem pewien, ze ładnie oświetlony też robi niesamowite wrażenie.

Na terenie cytadeli jest kilka punktów. Poniżej przedstawione są w kolejności przeciwnej do ruchu wskazówek zegara.

Cesarska Cytadela (Imperial Enclousure) czyli de facto cytadela wewnątrz cytadeli, w której znajdowały się komnaty cesarskie, świątynie oraz budynki urzędowe. Całość otoczona jest wysokimi na 6 metrów murami, o długości 2,5 km. Niestety do dzisiaj zachowało się tylko 20 z ponad 140 budynków na terenie cesarskiej cytadeli, pozostałe zostały zniszczone najpierw przez francuzów a następnie amerykanów. Wejście prowadzi przez bramę Ngo Mon, główne wejście od strony masztu z flagą.

Brama Ngo Mon

Zaraz za bramą naszym oczom ukarze się Pałac Thai Hoa (Pałac Najwyższej Harmonii).Pałac powstał w 1803 roku i wewnątrz znajduje się obszerna sala z drewnianym, pięknie zdobionym sufitem. Całość wsparta jest na 80 kolumnach. To tutaj cesarz przyjmował gości.

Pałac Thai Hoa

Zaraz za pałacem, po obu stronach dziedzińca znajdują się Sale Mandarynów (urzędników), w których były zlokalizowane biura oraz gdzie przygotowywano ceremonie dworskie. Można tam zobaczyć stare fotografie oraz replikę tronu cesarskiego.

Sale Mandarynów (Halls of the Mandarins)

Za dziedzińcem wychodzimy na ruiny Pałacu Can Chanh z dwoma długimi, zrekonstruowanymi pasażami, wykonanymi w drewnie pokrytym szkarłatnym lakierem.

Pasaż obok ruin Pałacu Can Chanh

Cesarska Biblioteka (Thai Binh Lau), a w zasadzie Cesarskie Pomieszczenie do Czytania, to jedyna część Purpurowego Zakazanego Miasta, która uniknęła dewastacji w trakcie ponownej okupacji Hue przez Francuzów w 1947 roku. Mozaiki i zdobienia na zewnątrz pozostają w kontraście z ponurym, niedawno odnowionym wnętrzem. Na zewnętrznych kolumnach umieszczone są poematy cesarza Khai Dinh, zaś trzy chińskie znaki nad wejściem oznaczają Cesarskie Pomieszczenie do Czytania.

Cesarskie Pomieszczenie do Czytania

Zaraz obok znajduje się Teatr Cesarski, który powstał w 1826 roku. Przedstawienia odbywają się o 10:40 i 15:40. Trwają ok. 45 minut. Koszt to 200 000 d.

W północno-wschodnim rogu cytadeli zlokalizowane są Cesarskie Ogrody (Ca Ha Gardens). To idealne miejsce na chwilę wytchnienia od lejącego się z nieba żaru. Ogrody oryginalnie powstały podczas panowania pierwszych cesarzy z dynastii Nguyen, jednak przez lata popadły w ruinę. Od kilku lat trwają prace rekonstrukcyjne, odtworzono alejki oraz pawilony i jeziorka. To jedno z najspokojniejszych miejsc w całej cytadeli.

Ogrody Cesarskie

W samym centrum cytadeli dawniej znajdowało się Purpurowe Zakazane Miasto, niestety w trakcie wojen zostało doszczętnie zniszczone, a udział w zniszczeniach mieli zarówno amerykanie jak i komuniści. W pobliżu Hue przebiegała linia demarkacyjna, a samo Hue kilkakrotnie było zdobywane to przez jedna to przez drugą stronę.

Dawniej Purpurowe Zakazane Miasto było cytadelą wewnątrz cytadeli, wewnątrz cytadeli 🙂 Wstęp do miasta miał jedynie cesarz oraz eunuchowie, którzy nie stanowili “zagrożenia” dla przebywających tam konkubin cesarza.

Rezydencja Troung San – obok tej zrekonstruowanej rezydencji znajduje się brama z fantastycznymi rzeźbieniami smoków i feniksów.

Brama wejściowa obok Rezydencji Troung San

Sama rezydencja otoczona jest fosą. Zewnętrzne ściany zostały zrekonstruowane, niestety wewnątrz są praktycznie puste pomieszczenia.

Rezydencja Troung San

Zaraz obok znajduje się kolejna rezydencja – Dien Tho. Wzniesiona w 1804 roku służyła jako apartamenty oraz pomieszczenie do udzielania audiencji, dla matki królowej. Na dziedzińcu rezydencji znajduje się maleńki staw, na którym wzniesiono altankę, służącą współcześnie za kawiarnię.

Rezydencja Dien Tho

W południowo-zachodnim krańcu cytadeli znajduje się pięknie zrekonstruowany kompleks świątyń buddyjskich To Mieu. Od północnej strony dziedzińca znajduje się świątynia To Mieu, z grobowcami wszystkich cesarzy z dynastii.

Świątynia To Mieu

Po przeciwległej stronie dziedzińca znajduje się trzy-poziomowy Pawilon Hien Lam (Pawilon Świetności), wzniesiony w latach 1821-1822 dla uczczenia zasług cesarzy.

Pawilon Hien Lam

Pomiędzy świątynią a pawilonem znajduje się 9 urn dynastycznych. Wysokie na 2 metry i ważące od 1900 do 2600 kg., są symbolem potęgi i stabilności dynastii Nguyen.

Urny Dynastyczne

Pod koniec dnia udajemy się jeszcze do oddalonej o ok. 4 km za miastem pagody Thien Mu. To buddyjska świątynia wzniesiona w 1601 roku. Jej charakterystycznym punktem jest 7-piętrowa wieża (21 m. wysokości). Każdy poziom dedykowany jest manushi-buddha (Buddzie, który przyjął ludzką postać). Po lewej stronie od wieży znajduje się pawilon, w którym mieści się olbrzymi dzwon (ponad 2 tony wagi) z 1710 roku, który słychać podobno z odległości 10 km. Sama świątynia znajduje się zaraz za wieżą. Na tyłach kompleksu nadal mieszkają mnisi. Wśród ciekawostek zachowanych na miejscu jest m.in. samochód, którym w 1963 roku jeden z mnichów udał się do Sajgonu, by w ramach protestu przeciwko represjom wymierzonym w buddystów, spalić się żywcem na ulicy.

Pagoda Thien Mu

W nieznacznie większej odległości od miasta porozrzucane są grobowce. Warto dogadać się na stawkę z kierowcą, która pozwoli obskoczyć kilka grobowców i nie brać każdorazowo nowego transportu.

Wcześnie rano następnego dnia udajemy się na lotnisko w Hue. Port oddalony jest od miasta o ok. 15 km, koszt taksówki to ok 200’000 d.

Da Lat (Đà Lạt) – miasto

Udajemy się do położonego 500 km na południe Da Lat. Ze względu na wyżynną lokalizację, okolicę charakteryzuje bardzo przyjemny klimat. Podczas gdy w Ho Chi Minh temperatury wynoszą ok 35°C. to w Da Lat mamy przyjemne 26°C., a wieczorami temperatura spada do 17°C. To moment kiedy lokalni mieszkańcy wyciągają ciepłe kurtki, czapki z pomponami i rękawiczki, najczęściej w zestawie z klapkami na gołe stopy…

Z przylotami i odlotami skorelowany jest busik, koszt to 40’000 d. od osoby. Jest to dobra alternatywa dla taksówki, która zgodnie z licznikiem kasuje 400’000 d. Są jeszcze taksówki Lado, które mają stałą cenę za ta trasę tj. 160’000 d. Przy kursie na lotnisko trzeba poprosić hotel żeby zadzwonili po busik na lotnisko, odbiór wówczas jest spod hotelu. Trzeba potwierdzić dokładna godzinę, bo busik zgarnia ludzi z różnych hoteli na mieście. 

Da Lat to podobno miasto romantycznych wypadów dla Wietnamczyków. Nie wiem czy mamy odmienne postrzeganie romantyzmu ale wedle naszych obserwacji cały romantyzm sprowadza się do niezliczonej ilości salonów sukien ślubnych, gabinetów odnowy biologicznej, wszelkiej maści stylistek i kosmetyczek oraz salonów dentystycznych… jednym słowem ślub w wersji kompleksowej…

Zdecydowana większość atrakcji zlokalizowana jest poza miastem. Objazdówkę zostawiamy jednak na kolejny dzień, a pierwszego sprawdzamy co samo miasto ma do zaoferowania. Wybieramy się do pagody Truc Lam, do której można podjechać m.in. kolejką linową (80’000d. w dwie strony). Widoki są bardzo przyjemne.

Zdążyliśmy już zauważyć, że kolejki linowe w Wietnamie cieszą się dużym powodzeniem i można je zobaczyć niemal przy każdej atrakcji, nawet jeżeli przejazd kolejką nie koniecznie skraca podróż…

W okolicy pagody uprawiane są truskawki, które można nabyć od licznych sprzedawców zgromadzonych przy wyjściu z kolejki.

Pagoda Truc Lam

Wśród ciekawych miejsc w Da Lat, warto zajrzeć do rezydencji królewskiej, szumnie nazywanej pałacem (King Palace). Jest to posiadłość, w której mieszkał ostatni z cesarzy z dynastii Nguyen – Bao Dai. Rezydencja jak na cesarskie korzenie jest skromna.

Pałac Królewski

Z innych atrakcji w Da Lat – nad jeziorkiem w centrum miasta znajduje się bardzo przyjemna promenada, można wynająć rowerki wodne i popływać po jeziorku, pospacerować po okolicy, skorzystać kawiarni czy centrum handlowego, które mieści się głównie w podziemiach. Wejście do centrum zlokalizowane jest obok zielonej, szklanej konstrukcji w kształcie cebuli. Oprócz standardowych sklepów z mydłem i powidłem oraz supermarketu znajdziemy tam trochę atrakcji dla dzieciaków w postaci placu zabaw czy małpiego gaju.

Promenada i zejście do centrum handlowego w Da Lat

W Da Lat jest jeszcze Hang Nga Crazy House, tj. lokalna wariacja na temat surrealistycznej architektury. Projekt rozpoczął się w 1990 roku i trwa nieprzerwanie. Pani Dang Viet Nga studiowała architekturę w Moskwie i łączy różne style starając się przybliżyć architekturę do przyrody. Według różnych opinii Crazy House to połączenie Gaudiego i Tolkiena pod wpływem LSD… 🙂 Ostatecznie jednak odpuszczamy ten punkt agendy, bo niestety miejsce nie nadaje się dla małych dzieci.

Da Lat (Đà Lạt) – wodospady

Jeśli ktoś lubi wodospady to okolice Da Lat to idealne miejsce. Jest ich dużo, są dość łatwo dostępne i zlokalizowane w promieniu do 50 km od Da Lat. Ze względu na ich rozstrzał warto rozważyć wynajęcie kierowcy na cały dzień lub wykupienie wycieczki. Wycieczki startują o 8:00 rano i kończą o 16:00. Koszt to 400’000 d. od osoby (zgodnie z ulotką z hotelu). Ze względu na małą różnicę w cenie i większą swobodę decydujemy się na wynajęcie kierowcy. Udało nam się uzgodnić, że za stawkę 900’000 d. obskoczymy wodospady Datanla, Prenn, Pongour, Elephant, farmę kawy Me Linh Caffee, a na koniec dnia podjedziemy pod Crazy House. Wejściówki i atrakcje płatne osobno.

Plan pewnie byłby do zrealizowania gdybyśmy ruszyli o 8:00 rano, skoro ruszyliśmy o 11:00 to sporo dnia nam uciekło. Dodatkowo na wodospad Datanla trzeba poświecić przynajmniej 2h. Na Prenn pewnie 40 min wystarczy, ale z dzieckiem schodzi się dłużej. Oczywiście kierowca zorientował się, że się nie wyrobi z całym planem gdzieś ok. 16:00 i zaczął intensywnie kombinować, co tu zrobić, żeby odpuścić część planu ale z ceny nie zejść. Ostatecznie stanęło na tym, że rezygnujemy z najbardziej odległego wodospadu Pongour (47 km od Da Lat) oraz z Crazy House, cena zaś spadła do 650’000 d.

Datanla falls – wejściówka 40’000 d., dzieci do 1,2 m. za darmo. Dodatkowo istnieje możliwość skorzystania z kolejki linowej i windy pod dolny wodospad za dodatkowe 40’000 d. Wodospady wokół Da Lat przemieniają się niemal w wesołe miasteczka. Tutaj oprócz kolejki linowej można też skorzystać z roller costera za 60’000 d., który w zasadzie jest zjeżdżalnią z wagonikami, jak na Gubałówce. 

Datanla – górny wodospad
Datanla – dolny wodospad

Prenn falls – wejściówka to też 40’000 d., dzieci do 1,2 m. za darmo. Oprócz wodospadu na terenie znajduje się mała pagoda, ogrody kwiatowe i masa festyniarskich atrakcji jak np. jazda amerykańskim jeepem (o ironio…), jazda na słoniu, czy absolutny hit – wypożyczenie wietnamskiej kiecki ludowej żeby zrobić sobie sesję zdjęciową… Atrakcja szczególnie ceniona przez turystki z przedmieść Moskwy i Jekaterynburga, po 50-tce. Można też popływać pontonem (nie pod samym wodospadem), lub skorzystać z kolejnej mikro kolejki linowej.

Wodospad Prenn

Elephant falls – wejściówka 20’000 d., dzieci do 1,2 m. za darmo. Jedyny z tej grupy, który nie obrósł “atrakcjami” niczym wesołe miasteczko. Niestety powód jest bardzo prozaiczny, zejście pod wodospad kompletnie nie nadaje się dla dzieci. Schodzi się po dużych kamieniach, miejscami asekurując się łańcuchami. Widoki są jednak warte wysiłku.

Elephant Falls

Ostatni punkt na liście to Me Linh coffee – jest to plantacja kawy połączona z hodowlą łasic (dokładnie to łaskunów palmowych). Można z bliska poobserwować proces powstawania jednej z najdroższych kaw. Zasada jest taka sama jak w przypadku Indonezyjskiej Kopi Luwak tj. kawę produkuje się z ziarenek, które przeszły przez przewód pokarmowy łasic i zostały częściowo strawione, ściśle rzecz ujmując trawiony jest sam miąższ, a nie nasiona. Za wysoką jakość odpowiada fakt, że łasice wybierają tylko najlepsze i odpowiednio dojrzałe ziarenka, jak również enzymy trawienne i kwas mlekowy w przewodzie pokarmowym, które powodują, że kawa traci gorzki smak. Po wydaleniu i oczyszczeniu ziarna są poddawane standardowej obróbce.

Nie ma opłat za wejście, odbijają to sobie w cenach kawy i produktów serwowanych na miejscu.

Weasel coffee – Me Linh

Plan był taki, że ostatni z zaplanowanych wodospadów – Pongour, spróbujemy zrobić kolejnego dnia, przed wylotem. Wodospad jest zlokalizowany 18 km za lotniskiem, także w teorii powinno się udać bo i tak jedziemy w tą stronę. Wyszło jednak na to, że Pongour nie był nam pisany… 

Zaczęło się od tego, że pranie które zostawiliśmy w hotelu dzień wcześniej i które miało być gotowe rano, okazało się ze będzie dopiero na 11:00. Potem okazało się ze brakuje kilku ubrań… Zanim ubrania się znalazły to zrobiła się godz. 12:00. Niby jeszcze ok, bo wylot planowany dopiero wieczorem. 

Kiedy w hotelu chcieliśmy uzgodnić transport pod wodospad plus na lotnisko zaproponowano nam zaporową stawkę 1’200’000 d. (o 300’000 d. więcej niż dzień wcześniej, gdzie oprócz wodospadu Pongour było jeszcze 5 innych punktów na liście. Chcieliśmy pojechać zatem busem na lotnisko i na miejscu szukać szczęścia na wyskok pod wodospad. Niestety pan z recepcji pomylił godziny odjazdu autobusu…

W rezultacie wylądowaliśmy na lotnisku o 16:00. 3h przed planowaną godziną odlotu do Ho Chi Minh City. Za późno żeby próbować jeszcze wyskoczyć pod wodospad i za wcześnie na nasz lot…

Osoby, które z Da Lat do Ho Chi Minh City wybierają się drogą lądową, a którym wciąż jeszcze byłoby mało wodospadów, powinny rozważyć, krótki przystanek przy wodospadach Dembri (130 km od Da Lat), jest to jeden z największych wodospadów w Wietnamie (90 m. wysokości).

Lot do Ho Chi Minh City trwa zaledwie 30 minut, w linii prostej miasta dzieli nieco ponad 200 km, jednak drogą lądową trasa to już przeszło 300 km, a jej pokonanie zajmuje zazwyczaj 9 godzin. Ze względu na wysyp tanich połączeń w Wietnamie loty do Ho Chi Minh City i Hanoi charakteryzują się opóźnieniami, nawet w narodowych liniach. Na szczęście w naszym przypadku było to tylko 20 minut.

Ho Chi Minh City (phố Hồ Chí Minh)

Miasto Ho Chi Minha jest ogromne! Mieszka tu 8-10 mln mieszkańców. Jestem przekonany, że każdy z mieszkańców posiada skuter i można odnieść wrażenie, ze codziennie wszyscy skrzykują się na wspólne przejażdżki po mieście… Ogrom miasta szczególnie widać lądując po zmroku. Światła miasta ciągną się po horyzont.

Dojazd z lotniska, szczególnie wieczorem to nie najprostsze zadanie. Są autobusy, które jeżdżą spod terminala krajowego co 15 minut. Koszt to 5’000d plus kolejne 5’000d za bagaż większy niż podręczny. Niestety busy kursują tylko do 18:00. Po przylocie zostajemy osaczeni przez falę naciągaczy oferujący dojazd do centrum za jakieś absurdalne kwoty. Generalnie kurs po zmroku powinien kosztować max 200’000 d. Na lotnisku jest  darmowy internet wiec można skorzystać z aplikacji Grab. W teorii. W praktyce był tak duży popyt, że nie dało się zamówić żadnego transportu przez aplikację. Najlepiej i najbezpieczniej jest wyjść z terminala i stanąć w kolejce do taksówek (MinLinh lub VinaSun), które zatrzymują się ok 50 m przed terminalem. Nad chaosem oczekujących na taksówki i porządkiem w kolejce czekają specjalnie przedstawiciele tych firm taksówkarskich. Kurs do centrum powinien kosztować 150’000-170’000 d. po zmroku. Do ceny doliczane jest 10’000 d. opłaty lotniskowej.

W przypadku kursu na lotnisko udało nam się zamówić transport przez Grab. Kurs w ciągu dnia wyniósł 100’000 d. plus 10’000 d. opłaty lotniskowej.

W mieście Ho Chi Minha spędzamy dwa noclegi, ale tylko jeden pełny dzień. To oczywiście bardzo mało jak na skalę możliwości. Miasto ma masę atrakcji i prawdziwie kosmopolityczny charakter, niemniej jednak wysokie temperatury (36° C. w dniu naszej wizyty) i chaotyczny ruch nie zachęcają do szwędania się z dzieckiem. Ograniczamy się do absolutnie obowiązkowych punktów w ścisłym centrum.

Jeden z centralnych i jednocześnie najbardziej rozpoznawalnych punktów to Ratusz Miejski, będący aktualnie siedzibą komunistycznej partii Wietnamu. Budynek znany jest tez pod nazwą Hotel de’Ville, powstał między 1901 a 1908 rokiem. Niestety wnętrza nie są dostępne dla zwiedzających. Prowadząca do ratusza ulica DL Nguyen Hue została zamknięta dla ruchu i zmieniona w przyjemny deptak z licznymi sklepami i kawiarniami. Na jej końcu, kawałek przed budynkiem ratusza, wzniesiono pomnik Ho Chi Minha by uczcić 125 rocznicę jego urodzin.

Hotel de’Ville i Ho Chi Minh

Jakieś 200 m. dalej znajdują się kolejne dwa charakterystyczne budynki Sajgonu – centralna poczta oraz katedra Notre Dame. Budynek poczty został wzniesiony w latach 1886-1891 i pełni swoją funkcje do dziś. Podobnie jak na poczcie u nas, oprócz nadania listów i przesyłek można tu kupić mydło i powidło, pamiątki czy kalendarz z papieżem wujaszkiem Ho. Wewnątrz na ścianach można podziwiać historyczne mapy południowego Wietnamu czy Sajgonu. Na końcu długiego holu dominuje wielka mozaika z wizerunkiem… (niespodzianka) Ho Chi Minha.

Centralny Budynek Poczty

Sąsiednia Katedra Notre Dame została wzniesiona w latach 1877-1883 w stylu neoromańskim z dwiema 40-metrowymi wieżami. Katedra jest dostępna dla zwiedzających tylko w godzinach porannych.

Katedra Notre Dame

W pobliżu znajduje się jeszcze budynek opery oraz Pałac Zjednoczenia, za którym rozciąga się bardzo przyjemny park. Pałac Zjednoczenia, dawniej Pałac niepodległości to rezydencja prezydenta południowego Wietnamu. Został wzniesiony w latach 60-tych i pełnił tą rolę aż do upadku Sajgonu w 1975 roku. W tym momencie w pałacu czas się zatrzymał. W środku można podziwiać masę zdjęć i pamiątek ukazujących zwycięstwo komunizmu.

Pałac Zjednoczenia

W pobliżu Pałacu ciekawym pomysłem na przerwę na lunch jest knajpka o uroczej nazwie Propaganda Vietnamise Bistro. Ściany tego miejsca udekorowane są typowymi, komunistycznymi plakatami propagandowymi. Ciekawe doświadczenie, a przy okazji bardzo smaczna kuchnia.

Propaganda Bistro

Osoby szczególnie zainteresowane historią Wietnamu powinny dodać do listy punktów do odwiedzenia w Ho Chi Minh City Muzeum Pozostałości Wojennych oraz zlokalizowane nieco na uboczu tunele Cu Chi. To jedno z lepszych miejsc w całym Wietnamie na poznanie konfliktu amerykańsko-wietnamskiego z perspektywy Viet-Cong’u.

Phu Quoc (Phú Quốc)

Wyspa Phu Quoc zlokalizowana jest na południowym krańcu Wietnamu, tuż przy granicy z Kambodżą. Z północno-zachodniego cypla Kambodżę nawet widać, konkretnie wysepkę Koh Seh. Choć Phu Quoc przeżywa boom turystyczny i co chwila wyrastają tutaj nowe 5* kurorty czy parki rozrywki, to wyspa w dalszym ciągu zachowuje jeszcze swój tradycyjny klimat i zdecydowanie jest warta odwiedzenia.

Dojazd z lotniska w okolice miasta Duong Dong to koszt ok. 100’000 d. Dość powszechną praktyką jest praktyka, że hotel organizuje transport z i na lotnisko, szczególnie wśród hoteli zlokalizowanych w okolicach Long Beach. Ze wszystkich naszych wyjazdów to pierwszy raz kiedy ktoś czekał na nas z plakietką z nazwiskiem w hali przylotów. Śmieszne uczucie.

Phu Quoc to specjalna strefa ekonomiczna, osoby przylatujące bezpośrednio na Phu Quoc z zagranicy, są zwolnione z obowiązku wizowego do Wietnamu. Bezpośrednie loty są dostępne m.in. z Bangkoku, Kuala Lumpur czy Seulu.

Oprócz drogi lotniczej, na Phu Quoc można się także dostać motorówką lub promem Duang Dong, który pływa do Ha Thien (1,5 godz.) lub Rah Gia (2,5 godz.). Jest to opcja dla osób, które planują przy okazji zobaczyć też deltę Mekongu.

Wyspa ma całkiem sporo ciekawych punktów do zobaczenia. Dobrą opcją na ich zwiedzenie jest wynajęcie skutera. Koszt to ok. 120’000 d. Paliwo to ok. 30’000 d za litr. Drogi są w dobrym stanie, spora cześć ma po dwa pasy ruchu w każdym kierunku. Ruch nie jest tak chaotyczny jak w Sajgonie, czy innym dużym mieście, także jest to bardzo przyjemna forma podróży. Przez chwilę poczuliśmy się jak Wietnamska rodzina podróżując we trójkę skuterem. Adaś był zachwycony.

Kilka kilometrów od lotniska, znajduje się wodospad Suoi Tranh. Wejściówka do parku z wodospadem to koszt 10’000 d. Dojście do samego wodospadu wymaga ok 20 min. spaceru przez park i las. Sam wodospad o tej porze roku jest mało imponujący, odwiedzamy Wietnam w porze suchej.

Wodospad Suoi Tranh

Droga do wodospadu prowadzi najpierw przez bardzo ładny park, z pięknymi rozetami kwiatowymi i altankami, a następnie przez las. Ktoś wpadł na genialny pomysł, że odcinek, który biegnie przez las trzeba uatrakcyjnić i postanowił co kilkadziesiąt metrów rozstawić “rzeźby” zwierząt. Dzięki temu, możemy podziwiać takie oto “dzieła sztuki”:

jak żywy…

Kierujemy się w stronę plaży Bai Sao na południowym-wschodzie wyspy. Po drodze warto zrobić krótki postój przy pagodzie Chua Ho Quoc. Zjazd z głównej drogi jest słabo oznaczony, ale na szczęście jest to jedyny zjazd w tym miejscu, więc ewentualne przeoczenie zjazdu łatwo naprawić. Sama pagoda to chyba jedna z najpiękniej położonych świątyń jakie kiedykolwiek widzieliśmy (chyba porównywalna tylko z pagodami na Bali). Położona kilka kilometrów na północ od plaży Bai Sao, została wybudowana na wzniesieniu tuż nad morzem. Piękny widok.

Pagoda Chua Ho Quoc

Plaża Bai Sao – położona w południowo-wschodniej części wyspy to zdecydowanie jedna z najpiękniejszych plaż na Phu Quoc. Biały piasek, turkusowa woda, łagodne zejście do morza, palmy pochylające się nad plażą. Niemal raj na ziemi. Ten idylliczny obrazek psuje nieco dość spora liczba odwiedzających (na szczęście nie tak ogromna jak w nieodległej Tajlandii) oraz podążające za turystami „atrakcje” w postaci wynajmu skuterów wodnych czy straganów ze „wszystkim”. Nie jest to oczywiście poziom znany z Władysławowa w szczycie sezonu, ale jak ktoś marzy o idyllicznej plaży, ciszy i spokoju to niestety to nie to. Z drugiej strony poziom komercjalizacji plaży na szczęście jeszcze nie osiągnął tu tego stopnia co na Phi Phi w Tajlandii 🙂

Bai Sao

Night market – późnym wieczorem warto się wybrać do miasta na nocny market. Kierując się odwieczna zasadą – idź na jedzenie tam gdzie jedzą lokalni – trafiamy do knajpki z ogromnym wyborem owoców morza. Dania można zamawiać w różnych konfiguracjach, znajdziemy np. menu rodzinne (powszechnie wykorzystywane przez Wietnamczyków) gdzie zamawiamy porcje dla min. 10 osób.  Taki zestaw wychodzi za ok. 30’000 d. od osoby (ok 5 pln) i zawiera mix różnych potraw w tym owoce morza. Kolejny wariant nazwaliśmy Wietnamska IKEA – czyli zrób to sam – dostajemy palnik, garnek z bulionem i składniki które sami sobie gotujemy w garnku. Tzw. “Hot Pot” podawany jest w wariantach dla 1, 2 czy 5 osób. Mamy też oczywiście wybór dań z karty. Na Phu Quoc ze względu na łatwy dostęp do owoców morza ryż z kurczakiem może być w tej samej cenie co ryż z owocami morza czy zestaw grillowanych ślimaków. Zestaw kosztuje średnio 30’000-40’000 d. Oczywiście to specyfika nocnego marketu i jedzenia “na ulicy”, ceny dań w knajpkach zazwyczaj idą w górę razy dwa, im bardziej knajpka przypomina europejski standard. Osobną kategorią są natomiast knajpki przy plaży z widokiem na morze (choć to już praktyka znana na całym świecie), w takim miejscu budżet na jedzenie drastycznie rośnie i nagle porcje zaczynają kosztować 150’000-200’000 d. za porcję. W porównaniu z kosztami w Polsce to oczywiście nadal dobra cena jak za owoce morza, jednak tutaj widać, że to ewidentny haczyk na turystów. Ciekawostką jest, że wśród knajpek na wyspie znajdziemy miejsca o wdzięcznych nazwach Kalinka lub Moskwa. Na wyspie jest bardzo dużo Rosjan, albo trafiliśmy w region w którym wielu się zatrzymuje.

Kolejny dzień na wyspie to całodniowa wycieczka łódką na wysepki An Thoi, na południe od Phu Quoc. Wysepek jest łacznie 15, charakteryzują się plażamy z białym piaskiem i turkusową wodą. W tej części można też skorzystac z opcji na snorklowanie, jest tu trochę pięknych raf koralowych. Promy startują z An Thoi. Całodniowa wycieczka wraz z transportem spod hotelu i wyżywieniem to koszt 700’000 d. od osoby, dziecko do 4 lat za darmo. W pakiecie oprócz pięknych widoków był postój na łowienie ryb, snorkling oraz postój na pięknej plaży z białym piaskiem i turkusowymi wodami.

Jedna z wysp An Thoi

Część z wysp połączona jest także kolejką linową, która podobno jest najdłuższą morską kolejką linową na świecie (7,9 km długości) i kończy się na Pineapple Island. Koszt oscyluje podobno ok. 100’000 d.

Kolejka linowa łącząca Phu Quoc i Pinapple Island

Kolejnego dnia na Phu Quoc znów wynajmujemy skuter i kierujemy się tym razem na północ wyspy. W zachodniej części, na północ do Duong Dong zlokalizowane są parki rozrywki oraz wielkie kurorty. Jako kontrast do tego idyllicznego obrazka rajskiej wyspy, kierując się w stronę północno-zachodniego cypla wyspy, mijamy po drodze wysypisko śmieci.

Docieramy do Ganh Dau. Widać stąd już Kambodżę, wyspa Koh Seh oddalona jest o niespełna 4 km. W tym miejscu nie można jednak przekroczyć granicy.

Ganh Dau, w oddali Kambodżańska wyspa Koh Seh

W miasteczku jest też ładna pagoda Nguyen Trung Truc ze złotym posągiem pana Trung Truc, który to zasłynął tym, że się francuzom nie kłaniał i poprowadził bunt. Ostatecznie został wtrącony do więzienia i stracony.

Pagoda Nguyen Trung Truc

Północna część wyspy to także park narodowy Rung Nguyen Sinh. To najbardziej i najgęściej zalesiony region w południowym Wietnamie. Odpuszczamy park, nie ma w nim szlaków a błotnisto-szutrowe drogi wymagałyby trochę lepszego skutera niż ten którym dysponowaliśmy.

Wśród innych atrakcji na wyspie, można odwiedzić m.in. fabrykę sosu rybnego, podobno najlepszego w kraju, albo farmę pereł, co ze zwiedzaniem samej farmy nie ma nic wspólnego bo w rzeczywistości jest dużym sklepem z perłami… gdzie co najwyżej możemy przy okazji zobaczyć proces obróbki pereł… W sklepie zobaczymy masę kiczowatych wyrobów z masy perłowej, trochę mniej kiczowatą biżuterię z pereł i kilka rzeczywiście oryginalnych eksponatów jak naszyjnik z naprawdę ogromnych pereł, który kosztuje bagatela 840 mln d. (135 tys PLN). Standardy sprzedażowe w tym miejscu odbiegają od tych w Europie, wystarczy, że przystaniemy w jednym miejscu na dłużej niż 5 sekund i momentalnie pojawia się ekspedientka, która pyta jak może nam pomóc i czy chcemy coś przymierzyć.

W internecie krążą sprzeczne opinie na temat pereł sprzedawanych na Phu Quoc. Nie podlega wątpliwości, ze perły są tutaj wydobywane jednak podobno większość, jeśli nie wszystkie, trafiają na eksport, głównie do Japonii. Te dostępne na miejscu są podobno sprowadzane z Chin. Jak to zwykle bywa, trzeba się znać na rzeczy, żeby dokonać dobrego zakupu.

Osoby zainteresowane historią Wietnamu, szczególnie konfliktem z Francją i Amerykanami, mogą chcieć też odwiedzić więzienie, które zostało założone w 1940 roku przez Francuzów, a współcześnie funkcjonuje jako muzeum, z licznymi “reprodukcjami życia więziennego”.

Z Phu Quoc lecimy na przeciwległy kraniec Wietnamu do oddalonego w linii prostej o 1200 km Heiphong, nad zatoką Ha Long. Alternatywą jest lot do Hanoi i ok 3 godz. przejazd nad zatokę. Pod koniec 2018 zostało otwarte jeszcze jedno lotnisko w okolicy zatoki Ha Long, po jej północnej stronie. Lot trwa ok. 2 godz., pokonanie tego dystansu drogą lądową zajmuje ponad 40 godzin.

Ha Long Bay (Vịnh Hạ Long)

Na koniec wyjazdu zostawiamy sobie zatokę Ha Long. Punkt obowiązkowy podczas pobytu w Wietnamie i niemal krajobrazowy symbol piękna tego kraju. Zatoka rozciąga się na powierchni 1500 km2 i składa się z blisko 2000 małych, skalistych, wapiennych wysepek, wzbijających się wysoko ponad powierchnię wody. Od 1994 roku zatoka znajduje się na liście światowego dziedzictwa UNESCO jako pomnik krajobrazowy.

Zatoka Ha Long

Kierujemy się do południowej części zatoki na wyspę Cat Ba, która oferuje wycieczki po zatoce Ha Long i Lan Ha. Wycieczki po zatoce rozpoczynające się z tej strony są znacznie spokojniejsze niż te, które wyruszają z miasta Ha Long, od północnej strony. Większość jednodniowych wycieczek z Hanoi dociera włąśnie do Ha Long i stamtąd rusza na podbój zatoki, powodując, że spokojne podziwianie zatoki może się zmienić w powolne przemiesczanie się w gęstwinie statków i walkę o dobry punkt widokowy.

Najpierw jednak musimy dotrzeć z lotniska Heiphong do Cat Ba. Dystans nie jest duży bo to ok. 50 km, ale wymaga trochę kombinowania. Najpierw bierzemy taksówkę do portu Got, według licznika to koszt 350’000 d. za dystans ok 30 km. W internecie wyczytaliśmy że promy kursują tylko do 17:00 więc chcemy się dostać na miejsce jak najszybciej. W porcie Got łapiemy prom za 12’000 d. za osobę. Po drugiej stronie mamy jeszcze do pokonania 20 km, a port to w zasadzie przystań, nie ma tam postoju taksówek czy innych form transportu. Na szczęście na promie jest autokar, który do Cat Ba jedzie aż z Sapy (tarasy ryżowe przy granicy z Chinami). Okazuje się, że na pokładzie mają wolne miejsca i udaje nam się zabrać za równowartość 100’000 d. od osoby. Przy okazji okazało się, że trafiamy na autokar sypialny, także podróż odbywa się w bardzo komfortowych warunkach. Na miejsce docieramy ok. 19:00.

Zatoka Ha Long

Całe miasteczko Cat Ba składa się niemal wyłącznie z hoteli, knajp, organizatorów wycieczek i salonów masażu. Absolutnie każdy zajmuje się pośrednictwem w sprzedaży wycieczek. Z wyborem trzeba jednak być ostrożnym Internet jest pełen opinii ludzi, którzy zaoszczędzili kilka dongów, a potem narzekali na niesmaczne jedzenie, szczury biegające po pokładzie i inne “atrakcje”. Możemy śmiało polecić Cat Ba Ventures: http://www.catbaventures.com/. W Cat Ba jest wielu pośredników ale tylko kilku ma licencje na organizowanie wycieczek. Biuro zapewnia przewodnika mówiącego dobrze po angielsku i co najważniejsze zapewnia trasę wycieczki, która przebiega przez malownicze regiony zatoki Lan Ha i Ha Long w oddaleniu od tłumów które startują bezpośrednio z Ha Long. W ofercie mają zarówno wycieczki z noclegiem na pokładzie jak i jednodniówki. Wybraliśmy jednodniowy wariant z kajakami (30$ od osoby) i była to świetna okazja żeby przepłynąć przez małe jaskinie i płytkie wody gdzie żaden statek nie wpłynie. Z drugiej strony 2 dni na statku to dla 3 latka byłoby za dużo.

Startujemy o 8:00 rano, wycieczka kończy sie po 18:00 wraz z zachodem słońca. W ramach programu odwiedzamy m.in. pływającą wioskę rybacką. Można zobaczyć ryby które osiągają nawet 60 kg. Podobnie jak na ladzie za możliwość osiedlenia się na wodzie płaci się opłatę od dzierżawy. W wiosce mieszka ok 5000 rodzin. Ciekawostką jest, że w przypadku wioski, która leży blisko portu dzieci do szkoły codziennie dopływają kajakami lub wodnymi taksówkami. Natomiast rybacy, którzy osiedlili się w głębi zatoki zazwyczaj zostawiają dzieci w tygodniu z dziadkami na lądzie i odwiedzają się na weekend. Z innych ciekawostek, przepłynięcie przez wioskę rybacką to też okazja, żeby zobaczyć np. statek do połowu kałamarnic. Ponieważ połowu dokonuje się w nocy, a kałamarnice przyciąga światło księżyca, to statki te są wyposażone w ogromną ilość świateł i wyglądają jak pływające latarnie.

Mamy także dwa postoje na pływanie w pobliżu maleńkich urokliwych plaż. Snorkling raczej nie jest opcją, w zatoce nie ma koralowców. Nasz główny punkt programu to pływanie kajakami po maleńkich urokliwych grotach i jaskiniach. Fantastyczne widoki i możliwość podziwiania uroków zatoki z bardzo bliska. Bardzo polecamy ten wariant wycieczki.

Mieliśmy sporo szczęścia z pogodą, przełom lutego i marca to na północy Wietnamu wciąż chłodny okres (temperatury oscylują wokół 20-23 stopni) a marzec uchodzi za najbardziej mglisty miesiąc. Poranek rzeczywiście był mało zachęcający, było pochmurno z szansą na deszcz, ale popołudniu słońce wyszło zza chmur ukazując całe piękno zatoki. Najlepszy okres na zatokę to październik i listopad. Jest już po letnim sezonie monsunów a jeszcze przed grudniowym szczytem turystycznym i początkiem zimy, która charakteryzuje się dużym zachmurzeniem i mgłami.

Wioska rybacka – zatoka Lan Ha

Nocujemy w Cat Ba i następnego dnia rano jedziemy autokarem (już standardowym) do Hanoi.

Hanoi (Hà Nội)

Koszt biletu autokarowego z Cat Ba do Hanoi to 250’000 d., prom i autostrada są wliczone w cenę, czas przejazdu to ok. 4 godz., w tym 30 min. postój na lunch. Heiphong i Hanoi łączy 3-pasmowa płatna autostrada, która  standardem nie odbiega od tych w Europie. Na długim odcinku biegnie malowniczo przez pola ryżowe. Busik rozwozi wszystkich pasażerów po Hanoi, także szybko i sprawnie trafiamy do naszego hotelu w starym kwartale miasta.

Podobnie jak w przypadku Ho Chi Minh City, Hanoi to tylko krótki przystanek w naszej podróży. Przy wyjazdach z dzieckiem raczej unikamy dużych miast, a Hanoi z blisko 8 mln. mieszkańców, jest wręcz ogromne. Miasto ma masę ciekawych punktów, które nie sposób zobaczyć w tak krótkim czasie. Ten wpis koncentruje się więc na wąskim wycinku atrakcji Hanoi, które udało nam się odwiedzić w ciągu 1,5 dnia.

Hanoi wita nas mżawką i temperaturą ok 20° C. W ciągu dnia robi się trochę cieplej, nadal jest bardzo przyjemnie. To miła odmiana po palącym skwarze Ho Chi Minh City. Nasz hotel zlokalizowany jest w tzw. starym kwartale wiec szybko zanurzamy się w małe i wąskie uliczki tętniące życiem. Ulice są podzielone według specjalizacji rzemieślniczej, mamy zatem ulice ze sklepami sprzedającymi produkty z jedwabiu, obuwie, zabawki, ozdoby i dekoracje do świątyń, produkty spożywcze czy wyroby jubilerskie. Całość przeszyta jest niezliczonymi restauracjami oraz jadłodajniami, zazwyczaj bezpośrednio na ulicy. W powietrzu unoszą się zapachy przypraw czy kadzideł oraz dźwięki nawołujących się sklepikarzy i klaksonów. Potoki skuterów i samochodów przemieszczają się z prędkością niewiele większą niż piesi, którzy próbują znaleźć dla siebie miejsce gdzieś pomiędzy. Chodniki pełnią funkcję spacerową tylko w teorii, jeżeli na którymś nie rozłożył się sklepikarz lub stoliki pobliskiej jadłodajni to pewnie stoją tam zaparkowane skutery, wiec i tak trzeba iść po ulicy.

Spacer po Hanoi

Pierwsze kroki kierujemy w stronę jeziora Hoan Kiem i zlokalizowanej na nim świątyni Ngoc Son, do której przechodzi się po pięknym moście Huc. Jezioro Hoan Kiem to w wolnym tłumaczeniu jezioro zwróconego miecza. Legenda głosi, że niebiosa zesłały cesarzowi Ly Thai To magiczny miecz, którym to ten wypędził Chińczyków z Wietnamu. Po zakończeniu konfliktu wielki złoty żółw porwał miecz i zniknął w głębinach jeziora by zwrócić miecz jego twórcom. Stąd nazwa jeziora.

Świątynia Ngoc Son (wejściówka 30’000 d.) to buddyjska świątynia ku czci generała Tran Hung Dao, który w XIII w. zasłynął odparciem dwóch inwazji Mongołów oraz licznymi zwycięstwami nad dynastią Yuan, pod rządami Kubilaj-chana (wnuka Czingis-chana).

Wejście do światyni Ngoc Son

Nad jezioro Hoan Kiem wracamy jeszcze wieczorem. Dookoła biegnie szeroki bulwar, po którym rzeczywiście można pospacerować, a nie tylko manewrować między skuterami.

Kierując się na północ do jeziora mijamy teatr wodnych marionetek (Municipal Water Puppet Theatre). Tradycja wodnych marionetek sięga czasów antycznych i była praktycznie nieznana poza północnym Wietnamem aż do 1960 roku. Tradycja wywodzi się od rolników uprawiających zalane pola ryżu. Wycinali oni figurki ludzi i zwierząt z drzewa figowego i organizowali przedstawienia na jeziorach, stawach oraz zalanych polach ryżowych, gdzie za scenę robiła właśnie tafla wody. Współcześnie przedstawienie odbywa się na kontenerze wody głębokiej mniej więcej do pasa, a figurki albo pływają z drewnianych podstawach lub są umocowane na kiju. W przyciemnionym pomieszczeniu sprawiają wrażenie jakby chodziły po wodzie. Całości towarzyszy tradycyjna muzyka. Przedstawienia odbywają się kilka razy dziennie (100’000 d. dorosły/ 60’000 d. dziecko). Bilety warto kupić z wyprzedzeniem, bo szybko się wyprzedają, można to zrobić na stronie teatru: http://thanglongwaterpuppet.org/en/

Idąc dalej na północ, wzdłuż ulicy P Hang Be, wchodzimy w część rzemieślniczą, w tym miejscu sklepy i producenci obuwia.

Ulica sklepów obuwniczych – Stary Kwartał, Hanoi

Skręcamy w ulicę złotników i jubilerów (P Hang Bac). Obowiązkowy postój to budynek nr. 102. Znajduje się tutaj najdziwniejsza świątynia buddyjska jaką kiedykolwiek widzieliśmy. Z zewnątrz w ogóle nie widać, że jest tutaj jakakolwiek świątynia. Zwykły budynek jak wszystkie inne na tej ulicy. Na dole wąski korytarz, kręcone schody na piętro i w jednym ciasnym pomieszczeniu świątynia – miks barw, kolorów i zapachów kadzideł.

Świątynia w kamienicy – budynek 102 przy P Hang Bac

Zaraz obok, przy P Ta Hien znajduje się ulica barów i klubów, lokalna imprezownia, która tętni życiem po zachodzie słońca.

P Ta Hien – ulica barów i klubów

Odbijamy na chwile na zachód by podejść do niewielkiej świątyni Bach Ma, która podobno jest najstarszą świątynią w Hanoi, choć znaczna część konstrukcji pochodzi z XVIII wieku. Jej początki jednak sięgają cesarza Ly Thai To, który zlecił budowle w XI wieku by uczcić białego konia, który zaprowadził go w te strony, gdzie zdecydował się postawić mury miasta. Figura legendarnego białego konia zlokalizowana jest za pięknie rzeźbionymi drzwiami.

Świątynia Bach Ma

Wracamy na na północny-wschód dochodząc do Cua O Quan Chuong, gdzie znajduje się dobrze zachowana wschodnia brama miasta.

Hanoi – wschodnia brama

Kierujemy się na północny-zachód, gdzie zlokalizowany jest uliczny market przy P Thanh Ha oraz market Dong Xuan. To miejsca nie nastawione na turystów, tylko takie gdzie Hanojczycy rzeczywiście robią zakupy.

Dong Xuan market

Odbijamy na południe, kierując się znów w stronę jeziora wzdłuż P Thuoc Bac, gdzie swoje warsztaty rzemieślnicze mają kowale, oraz przy sąsiedniej Lan Ong, gdzie ulokowali się zielarze. Odbijamy na chwilę na wschód w P Hang Quat, gdzie można kupić wszelkie ozdoby do buddyjskich świątynek.

Ulica P Hang Quat z ozdobami do świątyń buddyjskich

Przed samym jeziorem zlokalizowane są jeszcze ulice z zabawkami (głównie chińskie podróbki zachodnich zabawek) oraz z jedwabiem.

Spacer kończymy znów nad jeziorem, tylko już po zachodzie słońca. O tej porze pięknie jest oświetlona Żabia Wieża (Thap Rua) zlokalizowana na środku jeziora.

Thap Rua Hanoi

Niedaleko naszego hotelu przebiega linia kolejowa. W tym miejscu znajduje się także dość osobliwa ulica, która żyje zgodnie z rozkładem jazdy pociągów. Ulica biegnie tuż przy, a w zasadzie wzdłuż linii kolejowej. W odległości ok metra od torów znajdują się sklepy, kawiarnie i domy mieszkalne. Trzeba wcześniej sprawdzić rozkład jazdy pociągów, jeżdżą tylko kilka razy na dobę.

Podobno władze Hanoi planują zamknięcie i przebudowę ulicy.

Hanoi train street

Kolejne miejsce, które odwiedzamy to Katedra św. Józefa. Podobnie jak w przypadku Katedry Notre Dame w Ho Chi Minh, także tutaj nie udaje nam się wejść do środka. Wejście głównym wejściem jest możliwe tylko w trakcie mszy. W pozostałych godzinach można podobno wejść przez budynek diecezjalny przy 40 P Nha Chung. Nie sprawdzaliśmy. Katedra powstała w stylu neogotyckim w 1886 roku.

Katedra św. Józefa w Hanoi

Na nic więcej nie mamy czasu w Hanoi, kierujemy się na lotnisko na lot powrotny do Da Nang, skąd kolejnego dnia lecimy do Warszawy.

Osoby, które mają więcej czasu w mieście mogą być też zainteresowane zobaczeniem:

  • Mauzoleum Ho Chi Minha – tak jak Lenin w Moskwie i jeszcze kilku innych komunistycznych przywódców w innych zakątkach świata tak i Ho Chi Minh został zmumifikowany i wystawiony w szklanym sarkofagu. Jest to miejsce licznych pielgrzymek Wietnamczyków, a na cały kompleks oprócz samego mauzoleum składa się jeszcze Pałac Prezydencki, Muzeum, dom, w którym Ho Chi Minh mieszkał w latach 1958-1969 oraz Pagoda na jednym filarze.
  • Cesarska Cytadela Thang Long – centrum militarnej potęgi Wietnamu przez przeszło 1000 lat. Kompleks wpisany jest na listę dziedzictwa UNESCO.
  • Świątynia Hai Ba Trung – wzniesiona w 1142 roku buddyjska świątynia ku czci sióstr Trung, które zgodnie z legendą wolały utonąć niż oddać się w chińską niewolę
  • Opera w Hanoi – wzniesiona w 1911 roku przez Francuzów stoi w centrum tzw. francuskiego kwartału. Wybudowana w neoklasycystycznym stylu, z gotyckimi kolumnami, może pomieścić 900 widzów.
  • Świątynia Literatury – świetnie zachowana konfucjańska świątynia ufundowana w 1070 roku.

Nasza przygoda z Wietnamem na tym się kończy. Jest to jednak na tyle duży i jednocześnie zdywersyfikowany kraj, że można by dość łatwo zaplanować kolejne dwa tygodnie i nie powtórzyć, żadnego z odwiedzanych przez nas punktów.

Planując wyjazd warto wziąć jeszcze pod uwagę następujące miejsca:

  • Tarasy ryżowe Sapa na północy kraju przy granicy z Chinami oraz okoliczne tradycyjne wioski mniejszości etnicznych i park narodowy Ba Be
  • Park narodowy Phong Nha-Ke z największą na świecie jaskinią (wymaga dłuższego trekkingu i nie nadaje się z dziećmi, ale widoki podobno są nieziemskie)
  • Południowo-wschodnie wybrzeże z pięknymi plażami w Nha Trang oraz nurkowaniem na wyspach Con Dao
  • Delta Mekongu, w tym pływający market Can Tho

Leave a comment