Brzuch w podróży, czyli podróżowanie w ciąży

O brzuchu w podróży słów kilka

Dwie kreski i co dalej?

No właśnie, dwie kreski i co dalej? Jechać czy nie jechać? Na to pytanie nie ma i nigdy nie będzie jednej uniwersalnej odpowiedzi. Ile podróżniczek, tyle rozterek, pytań i wątpliwości. U mnie nie było inaczej – pozytywny wynik testu, a tu już dwie podróże zaplanowane. W Internecie aż roi się od praktycznych porad na temat podróżowania w ciąży, brakuje jednak relacji tych, które na własnej skórze sprawdziły jak to jest podróżować w „dwupaku”. Dlatego w tym oto wpisie podzielę się moimi doświadczeniami z podróży z brzuchem. Nie było ich wiele – raptem trzy. W planach były cztery, ale z jednego wyjazdu zrezygnowałam. Był to wyjazd do Wielkiej Brytanii, który wypadał na połowę kwietnia, czyli ok. 7-8 tydzień ciąży. Bałam się, że lot samolotem na tak wczesnym etapie zaszkodzi dziecku (być może był to nieuzasadniony niepokój, ale z niepokojami ciężarnych lepiej nie dyskutować 😉 Pierwszy zrealizowany wyjazd to majówka w Sandomierzu i okolicach. Ogólnie krótko, łatwo i przyjemnie. Wyjazd numer dwa to Hiszpania, 21-28 czerwca, tydzień ciąży 14-15, czyli tuż po zakończeniu pierwszego trymestru, a wyjazd numer trzy, do Chorwacji i na Węgry, wypadł między 17-26 lipca, tj. między 22-24 tygodniem ciąży.

No dobrze to jechać czy nie jechać? Kiedy sama próbowałam odpowiedzieć sobie na to pytanie postawiłam sobie kilka pytań pomocniczych: Czy w ogóle chcę jechać? Czy mam fizycznie siłę na podróż? Czy rosnący brzuch i towarzyszące mu „przyjemności” sprawią, że wyjazd, zamiast odpoczynkiem i radością będzie nieustannym zadręczaniem się, czy aby na pewno dobrze zrobiłam? Każda ciąża jest inna, tu nie ma uniwersalnych reguł, każda kobieta inaczej ją odczuwa. Ogólnie nie miałam wątpliwości, że jeśli tylko moja ciąża będzie przebiegała prawidłowo, to na pewno gdzieś pojedziemy. I chociaż z wyjazdu w pierwszym trymestrze ciąży, tj. do Wielkiej Brytanii, zrezygnowałam, to przed wyjazdem do Hiszpanii bałam się już trochę mniej. Moje największe obawy budziła temperatura na miejscu oraz godziny spędzone w samolocie, pociągu i samochodzie. Z kolei na Chorwację i Węgry czekałam z utęsknieniem. Ogólnie uważam, że dobrze zrobiłam odpuszczając sobie podróżowanie w pierwszym trymestrze, chociaż mdłości mnie nie dotyczyły. Znając siebie wiem, że ciągłe zmęczenie i senność w połączeniu z niepokojem towarzyszącym pierwszemu trymestrowi nie pozwoliłyby mi w pełni cieszyć się wyjazdem do Wielkiej Brytanii.

Moje pozostałe wyjazdy skonsultowałam oczywiście z lekarzem prowadzącym. Jest to absolutnie konieczne. Dokładnie powiedziałam mojej lekarce gdzie chcemy jechać, na jak długo, jakimi środkami transportu, zapytałam o zalecenia. Na szczęście moja ciąża przebiegała prawidłowo i moja doktor nie widziała przeciwwskazań do podróżowania, w tym do lotów samolotem. Wyjazd do Hiszpanii skonsultowałam dodatkowo z dwoma innymi lekarzami, którzy jednak odradzili mi podróżowanie w czasie ciąży w ogóle, głównie właśnie ze względu na loty samolotem. Ale mam wrażenie, że były to raczej ostrzeżenia na zasadzie „strzeżonego itd.” ponieważ żaden lekarz nie da nam 100% zapewnienia, że wszystko będzie dobrze.

Rejon geograficzny, w który mamy zamiar się udać ma oczywiście ogromne znaczenie. Nawet do głowy mi nie przyszło wybieranie się tam, gdzie obecne są choroby zakaźne, na które należy się zaszczepić, albo wyjazdy na wysokości powyżej 3000 m n.p.m. oraz miejsca, gdzie panują złe warunki sanitarne. Osobiście uważam, że orientalne wyjazdy i tropiki najlepiej odłożyć na po ciąży, a tymczasem można się skupić na Polsce, Europie czy też bliższej Azji – bliższe podróże są wygodniejsze, spędzamy mniej czasu siedząc w tej samej pozycji. Ale po raz kolejny to jest tylko moje zdanie i zapewne niejedna ciężarna wybrała się w egzotyczną podróż i wróciła cała i zdrowa.

Przy wyborze środka transportu weźmy pod uwagę czas dojazdu, może się bowiem okazać, że mniej męczący będzie 2-3 lub 4-godzinny lot samolotem niż wielogodzinna podróż samochodem. Jak sobie przypomnę, że na Węgry chciałam wybrać się samochodem, to aż mi wszystko cierpnie. Na szczęście przekonałam się do lotu samolotem. Im krótsza podróż tym lepiej. Loty do i z Madrytu nie były uciążliwe, mimo iż były to loty najdłuższe. Przejazd pociągiem na trasie Madryt – Cordoba w większości przespałam. Potem korzystaliśmy głównie z samochodu i najbardziej uciążliwa okazała się trasa z Cordoby na Gibraltar przez Granadę (chcieliśmy zahaczyć o Alhambrę), czyli ok. 500 km, które pokonaliśmy jednego dnia. Pod koniec okrutnie bolały mnie plecy a perspektywa zostania na zawsze na krawężniku na stacji benzynowej wydawała mi się niezwykle kusząca, byleby tylko nie wracać do samochodu. Na sam koniec tej czarownej drogi okazało się, że nie możemy trafić do hotelu, bo na potwierdzeniu mamy błędną miejscowość. W rezultacie do hotelu dotarliśmy ok. północy. Przy lipcowym wyjeździe najbardziej męcząca okazała się trasa Zagrzeb – Budapeszt, którą odbyliśmy autokarem. Spodziewaliśmy się czegoś w rodzaju Polskiego Busa, dostaliśmy wycieczkę szkolną à la lata 90 – stary autobus, z ledwo działającą klimatyzacją, wypełniony młodzieżą z Ameryki Południowej. “Egzotyczni” współtowarzysze okazali się dodatkową atrakcją na przejściu granicznym między Chorwacją a Węgrami. Ponieważ Chorwacja nie jest w strefie Schengen wszyscy podróżni spoza UE podlegali kontroli z odciskami palców włącznie, co wydłużyło podróż o sporo ponad godzinę. W sumie podróż zamiast pięciu godzin trwała ponad siedem i była to chyba najgorsza podróż w moim życiu – z autokaru wyszłam zdrętwiała ze stopami wielkości placków po węgiersku.

DSC_0053

Brzuch zwiedza Jeziora Plitwickie

Zarówno w Chorwacji jak i na Węgrzech trafiliśmy na falę upałów – temperatury sięgały 37-38°C, co dla mnie, osoby która ogólnie upałów nie znosi, okazało się mordercze. W Chorwacji mieliśmy na szczęście klimatyzowany samochód, który uratował nas, a przynajmniej mnie, przed śmiercią z przegrzania. Pobyt zaczęliśmy od Parku Narodowego Jezior Plitwickich, ok. 140 km od Zagrzebia, który zwiedzało się o tyle przyjemnie, że znaleźliśmy się tam z samego rana zaraz po otwarciu, oraz dlatego, że większość trasy przebiega w cieniu a woda jest o krok i chociaż oczywiście nie można się kąpać to można zanurzyć rękę. Resztę czasu spędziliśmy nad morzem na wyspie Krk. Upały to trudny czas dla ciężarnych, łatwo o omdlenia, obrzęki i zawroty głowy. Mnie na szczęście nic takiego się nie przytrafiło. Wiadomo należy dużo pić, najlepiej wody, chociaż dla mnie prawdziwym zbawieniem była coca-cola, używać kremów z filtrem, przesiadywać w cieniu, nie przeginać z chodzeniem i odpoczywać, gdy tylko poczujemy, że mamy dość. Wtedy do siadania nadaje się każdy krawężnik, murek, czy zgoła chodnik, byle w cieniu. Ciąża nie jest przeciwwskazaniem do kąpieli w morzu czy basenie. Zanurzenie się w Adriatyku było wspaniałe. Najlepiej pływało się na plecach, bo to najmniejsze obciążenie dla kręgosłupa, oraz na materacu. Poza plażą było ciężko, upał przytłaczał i nawet wieczór nie przynosił ochłodzenia. I nawet mnie, wiecznie w ciąży głodnej, nie chciało się jeść.

DSC_0779

Celem wyjazdu do Budapesztu było Grand Prix Węgier F1. Upał przytłaczał, trybuna otwarta, ratowałam się jak mogłam

W przypadku podróży samolotem lekarz najprawdopodobniej zaleci, aby takie podróże odbywały się po ukończeni pierwszego trymestru i nie później niż do 36. tygodnia ciąży. Warto sprawdzić, czy linia lotnicza, którą podróżujemy, nie ma własnych ograniczeń, a jeśli tak to jakie one są, oraz czy i jakich dokumentów wymaga dana linia. Aby zminimalizować ryzyko opuchniętych nóg, skurczy czy zakrzepów wystarczy wstawać, chodzić, pić dużo wody, unikać kofeiny i podjadać zdrowe przekąski. No i od czasu do czasu dobrze jest wykonać kilka ćwiczeń rozciągających. Jeszcze raz podkreślam, przy założeniu, że ciąża przebiega prawidłowo. W przypadku wyjazdów do krajów UE watro mieć przy sobie Europejską Kartę Ubezpieczenia Zdrowotnego (EKUZ) – do wyrobienia w oddziale NFZ właściwym miejscu zamieszkania. Odpowiedni formularz można pobrać ze strony NFZ, karta jest bezpłatna i ważna 6 miesięcy od daty wydania. I uwaga, wydawana jest od ręki! Są również specjalne ubezpieczenia podróżne dla kobiet w ciąży, ale ponieważ nie korzystałam nie będę się wypowiadać na temat ich opłacalności. Warto też zrobić mały rekonesans i sprawdzić, gdzie znajduje się najbliższy szpital. Wyjeżdżając do Hiszpanii poprosiłam koleżankę biegle posługującą się hiszpańskim o przetłumaczenie wyrażeń typu: „Mam gorączkę” czy „ból w dole brzucha” na wypadek różnych dolegliwości czy wizyty u lekarza lub w szpitalu. Na szczęście nie musieliśmy z nich korzystać, ale czułam się pewniej mając ten mini słowniczek ze sobą. Szczerze polecam taką opcję, jeśli wybieramy się do kraju, w którym dogadanie się po angielsku może napotkać pewne przeszkody.

DSC_0704

Brzuch zwiedza Budapeszt, znów upał

Moja pani doktor uczuliła mnie na jeszcze jedną ważną rzecz – że twierdzenie, że ciężarna nie musi zapinać pasów w samochodzie, bo szarpnięcie może zagrozić dziecku, to mit i legenda. Dziecko jest bezpieczne w brzuchu, a prawidłowo zapięty pas, czyli pod brzuchem, mu nie zaszkodzi. Wylecenie przez przednią szybę w razie wypadku już tak…

Chyba najistotniejszą rzeczą w trakcie wyjazdu to nadanie sobie statusu osoby najważniejszej 🙂 Tak, bądźmy egoistkami, odpoczywajmy, gdy jesteśmy zmęczone, jedzmy, gdy jesteśmy głodne, prośmy o ustąpienie miejsca w komunikacji, nie róbmy rzeczy, które uznamy na zbyt męczące. Ten egoizm ma jak najbardziej szlachetne podłoże, bo w końcu to my wieziemy “pasażera na gapę”.